sobota, 31 lipca 2010

deszcz

przykrył deszcz suchą głowę
rozbryzguje się na ręce
topi moją spowiedź

deszcz co żywym ogniem zionie
co przyzywa na ulicy
deszcz co mówi
że jesteśmy wszyscy dzicy

spada, tak jak by chciał zostać
i nie wrócić już do nieba
czy to rozpacz czy to szczęście go przyzywa

strugą wody dzień zalewa
płynie płynie na rozstaje

tu się pożegnamy Panie
sznury zawieś już na drzewach

kapie, może płacze bądź ze złości tak się skrzy
niech zostanie kropla jedna dwie trzy

deszcz co pragnie nas pojednać
stopi transparentne łzy

piątek, 30 lipca 2010

Ballada o Bogu

Zszedł na ziemię Bóg
cały zatopiony w słońcu
lecz daremny to był trud
bo bez twarzy był i nóg

miał ten Bóg przy sobie
garstkę tylko słów i marzeń
i obdarzyć chciał ten Bóg
tę dziewczynę przed ołtarzem

mówił do niej więc ten Bóg
że jej odda o czym marzy
ze odkryje niebo i ziemię obnaży
że pokocha tak jak nikt kochać nie potrafi
że się na tym zna i że świat naprawi

a dziewczyna, ona słów nie słuchała jego
bo bez twarzy i bez nóg dla niej był kaleką

a dziewczyna ta ze snów powiedziała jemu:
ty nie jesteś żaden Bóg, idziesz za daleko

i powrócił Bóg do swojego domu
o wyprawie tej nie mówił nikomu
tylko tej dziewczynie co kochać nie chciała
podarował Bóg rozkochanie ciała
tylko tej dziewczynie co kochać nie chciała
podarował Bóg litość co się śmiała.

poniedziałek, 26 lipca 2010

pomiędzy

zawieszeni gdzieś pomiędzy kręcą się na sznurze
i nie wiedzą czy pomiędzy uda im się życia użyć
macha im się głowa w nędzy rozum się do dołu chyli
będą pili ci straceńcy znowu będą pili
rozhuśtają się pomiędzy rozstawionych w dole trosk
będą huśtać na gałęzi aż ich nie dogoni mrok
pozostaną bez pieniędzy i bez marzeń i bez dna
między siłą wyobrażeń a wyobrażeniem zła
w górę będą patrzeć nędzni tam skąd Ikar nagle spadł
instynkt ich zwierzęcy poprowadzi na sam skraj
walczyć będą między między w widzie i rozpuście życia
aż się świat przestanie kręcić aż się skręcą z ludzkich wad
potem to już tylko pętla podtrzymywać będzie ich
rozhuśtani na gałęzi jako pierwsi ujrzą świt.

niedziela, 25 lipca 2010

Różnorodność biologiczna

ta różnorodność biologiczna
zaczyna mnie przytłaczać wielce
bo kiedy ja na kogoś liczę
on zaraz rani moje serce
wiewiórka czy też dzięcioł gładki
są podobnego usposobienia
lecz kontakt z nimi mam za rzadki
i zawsze trafię na jelenia
w związku z biologią mam same straty
dzisiaj na przykład kto dał mi kwiaty
powiedział do mnie, że mu jest przykro
i po angielsku po prostu zniknął
natura moja w tym bałaganie
gdy zjada mysz kota w śmietanie
jest już doprawdy bardzo zmęczona
gdybym tak mogła kogoś przekonać
że w tym łańcuchu pokarmowym
ja jestem lwem niestandardowym
a może pan uwierzy mi
i zamknie dziś za sobą drzwi.

sobota, 24 lipca 2010

Wena

już prawie dziś wiedziałam
czego od niego chciałam
więc mówię:posprzątaj te szpargały
i mówię:pozamiataj zrób obiad i dwie kawy
tak całkiem już po ludzku
wyłuszczam problem cały
bo gdzieś tam wyczytałam
że chłop przyleciał z Marsa
więc myślę-oczadziały
i pójdzie gdzieś do diaska
a na tej ziemi tyle
roboty pozostało
przytulić moje ciało
ukoić duszę całą
i sprzątnąć pozostałość
ja chłopie z Wenus jestem
mnie trzeba pieścić gestem
i nagle osłupiałam
ten facet z Marsa zasnął
co ja właściwie chciałam?
niech szlag z tą weną własną!

Jak pisał Tuwim

Pocałowałabym Tuwima w
za to,że tak ładnie pisze
skoro już mnie prosi dziś
wskazując miejsce niżej
lecz nagle w świadomości mej
niepokój zbudził się ogromny
że Tuwim dawno ziemię żre
a wiersz to jego tylko pomnik

więc czytam jego wiersz od nowa
słowo po słowie sobie tłumaczę
i nie wiem jak on się uchował
że wiersz ten zawsze to samo znaczy
że prośba do tych co wokół stoją
szamocą ze mną i niepokoją
brzmi nadal,wciąż tak aktualnie

więc chęć powtórzyć mam słowa te
każdy kto czegoś ode mnie chce
niech pocałuje mnie dokładnie
w to miejsce,które...(Tuwim zgadnie).

lecz tylko wzdycham:jak to jest
że zmorą moją stały się
te całe chmary popaprańców.

O których mówię? Tuwim wie.

Idiota

zapewne pan się trochę gniewa
i w gniewie tym jest dużo racji
bo kiedy ja tak sobie ziewam
to jest to przejaw prowokacji
czasami także robię miny
czasami z pana robię drwiny
czasami również ale rzadko
udaję,że ja jestem matką
tulę, przytulam i pocieszam
słucham z podziwu głos zawieszam
i wokół chodzę na paluszkach
kiedy się kładzie pan na poduszkach
potrafię od wielkiego święta
być też dla pana uśmiechnięta
w pąkach i różach w lila kolorze
w zapachach bzu o późnej porze
rozkosznie się do pana wdzięczyć
podnietą delikatnie dręczyć
i chociaż wiem,że nie jest fer
udaję,że oddaję ster
by się pan puszył jak goryl wielki
i się zachwycał,że taki męski
z dumy poprostu już prawie pękał
z zachwytem do lusterka zerkał
prawda jest jednak prze pana inna
prawdę ja jestem dziś panu winna
więc powiem, to inaczej jest
pan jest idotą i to na fest.

wtorek, 20 lipca 2010

jest ktoś

już nie mijam zwyczajnie
zatapiam się w twoich ramionach
zdziwiona bez reszty
jest ktoś tak zauroczony muzyką Stachury
kogoś także nie przekona litość miliona dusz
wznosi głowę w geście niedopowiedzenia
jak ja strapiony,że miłość rodzi się od nie chcenia.

zwyczajne rozmowy

to boli, mówił do mnie
glina z której zostałem stworzony mięknie
rozpadam się na części
stworzeni jesteśmy do śmierci
gdyby nie słowa jak potoki
źródła o zwykłym konaniu
gdyby nie one
opowiadania o zwyczajnych czynnościach
jak to uczyłem się chodzić w kierunku
jak to sąsiad prowadził kota na sznurku
jak to dziecko potrafi
jak to jest,że słowami człowiek życie trawi
a potem ich zabrakło i umarły słowa
a potem w milczeniu człowiek się schował.

Obserwatorzy