środa, 30 grudnia 2009

Przegonić czas

Przegonić czas wertowaniem stron
gdy słowa biegną jak pociąg
kartka za kartką kartka za kartką
w wierszach ukryta pogoń.

Przegonić czas niecierpliwością
na nierówno poskładane nuty
pląsające po pianinie
mimo,że mistrz zaczął grać.

Przegonić czas muśnięciem warg
na od niechcenia rzucone żegnaj
gdy postać twoja utknęła w martwym punkcie
i chciałaby tak na wieki trwać.

Przegonić go jeszcze tylko raz widokiem
drzew posiwiałych latami pożegnań
światłami z ramp północy
blaskiem ziarenek ogorzałych za dnia.

wtorek, 29 grudnia 2009

Podniebne smakołyki

Wierszyk dedykuję mojemu śmieszkowi-Kosteczkowi:)

Dzisiaj w budyń śmietankowy wpadła osa
czarno-żółtą barwą przeleciała koło nosa
zabrzęczała tak,że ostrokrzew w śniegu cały
przybrał postać Hałabały, który z nieba spadł.
Mróżą oczy dzieci małe ciut nieśmiałe
żeby zlizać świata smak.

Na gałązkach węgierki wiszą białe cukierki
zaplątał się tam jeden szpak i podjada
miast słoninki kolorowe witaminki.

A na ziemi hałdy cukru moszczą sobie gniazdko ciepłe
rozpływają się w podzięce za dziecięce dobre serce.
Wszystko takie smaczne jest,że dzieciakom śmiać się chce
i w podniebne smakołyki wciąż wpadają małe smyki.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Czuje pan

Drogi panie jesteśmy w muzeum
niech pan uprzejmie obejrzy to gówno na zakręcie to w końcu Kantor
powinien mieć pierwszeństwo przed moim tyłkiem
rozumiem,że się pan zmęczył tą sztuką współczesną
potrzymałby mnie pan na kolankach
jaki pan uprzejmy
pooglądamy razem zdjęcia Martynki zajadającej bananka
jak ta współczesna sztuka dodaje ducha
poskaczmy na tej trampolinie czasu
od starości do młodości
od otwartości do zamknięcia
ach jaka podnieta
czuje pan.

czwartek, 3 grudnia 2009

Obrazy Alfonsa Muchy

Składam się na każdą porę dnia
leniwie przeciągam się rano
odbieram telefon i padam w twoje ramiona
składam się z pory co nie ma nazw
z owoców kwiatów parasola
gdyby tak obraz mógł stworzyć ten
co odkrył we mnie świat od nowa
pewnie by namalował łzę
a potem pięknie ją zatuszował.

piątek, 27 listopada 2009

Kamienny krąg

Na kamiennym posągu usiadłem
obok marmurowej damy
oplotłem ją ramionami
niby,że się kochamy
posągowa pani nie drgnęła
jakby mnie nie widziała
mowę moją ucięła mówiąc
-idź do czarta
na kamieniu zostawiłem bratek
może wrócę by zobaczyć panią
może zajrzę od niechcenia czasem
i przysiądę na kamiennym płaszczu
może kamień uda mi się wzruszyć
gdy opowiem mu o swym konaniu
zwiędły bratek włożę w butonierkę
przecież nie chce pani go i mnie też nie chce
na kamieniu konać będę za nią
posągową piękną młodą panią
a gdy serce jej napełnię czerwienią
w marmur się zamienię
i jej powiem
-precz stąd
zamykając kamienny krąg.

poniedziałek, 16 listopada 2009

Do Profesora Bartoszewskiego!

Co za czasy gdy rozpaczą wolny wybór
a nie wstyd
Co za czasy gdy jest prawdą to co mówisz
a nie robisz dziś
Co za czasy w których kłamstwem można
kawał ziemi zmyć
Co za czasy w których wielkość ma na imię
byt
mitem jest pokora o skromności już nie słyszał nikt
Co za czasy Proszę Pana Profesora
by zachwalać trzeba dobro jak zasłonę
czy ta mądrość co niewoli niepoddana
za zabytek będzie poczytana?

sobota, 14 listopada 2009

Pokłócić się z Miłoszem

Pokłócić się z Miłoszem jak to być miło może
i może nie być wstyd
gdy wetkniesz te trzy grosze
pomiędzy wolną Polskę
a Polską wolno być
i gdy wypowiesz dobrze jest być człowiekiem
gorzej gdy lepiej nie być nim
albo zapomnieć o tym co płynie ze swobody
i pamięć zetrzeć w pył
za poetyckim zwrotem twój głos
co nic nie może zrobić
nic?
Pokłócić się z Miłoszem
o dobry Boże
daj mi dziś.

środa, 11 listopada 2009

To jak miało być?

Z okazji dedykcji, którą otrzymałam od Ryszarda Krynickiego na tomiku poezji "Kamień,szron"-07.11.2009r.;w nawiązaniu do "Listu do Ryszarda Krynickiego" Zbigniewa Herberta

Krynicki podpisał się tak jakby
z dnia na dzień bladł ledwie widoczny ślad
na kamień jego spadł kandelabr
ta poskromiona wina za bycie przyczyną
starć wahań wariacji prawd
oplećmy się liną
to jak miało być?
wiedziona rozpustną myślą dałam znak
smutno tak panie poeto
nawet Herbert mówi tak.

Mamo

Ten wiersz dedykuję nowej mamie:)

Zazwyczaj jestem kobietą gdy
kładę się spać owinięta pępowiną dnia
siadam z gracją rano i udaję że nie chce mi się spać
idę na kolację w służbowej pozie gwiazdy
strącam słowa ze znaną wszystkim prowokacją
by następnie hamować spacją czas
zazwyczaj oczy przewracam na moment
pożegnania ostatni raz schładzam temperament
jednym słowem "zaraz" wieczorem robię
zamęt bo rano trzeba wstać
zazwyczaj jestem
damą chyba że krzyczysz mamo
i lwem się muszę stać.

czwartek, 5 listopada 2009

Bycie ciocią





Bycie ciocią jest
jak jedna druga bycia mamą
jedna czwarta bycia kobietą
jest jedną szóstą życia
całością dziedzicznej miłości.

niedziela, 1 listopada 2009

Talent

Urodziłam
z malin usteczka
z puchu radość dziecka
ze szkła ciałko małe
z nieba oczy śmiałe
namalowałam Bogu obrazek
a on rzekł-masz talent.

wtorek, 27 października 2009

Jesteśmy grzeszni

Gardłowa sprawa ten nóż przy szyi
jakby podpucha -ostrze siostrze?
Gra warta świeczki boże owieczki
niedźwiedzia przysługa
serce nie sługa.
Zabawne.
Jak zatnie
będzie cisza głucha.
Sucho.Przełknięte słowa.
Granica naznaczona zapachem
a w głowie rodzi się
testament tej treści:
była bura suka i był zament
jesteśmy grzeszni
amen.

poniedziałek, 27 lipca 2009

Litania

To z zapomnienia chwili zrobiłam ubranka dla dziecka
nauczyłam się bajki o świerszczach
zaplotłam warkoczyki
z jednej małej litanii zrodziło się życie dla mnie
Matko Przenajświętsza brzmiały słowa
daj mi powietrza
daj szczęścia
spełnienia
marzenia
tęsknoty
daj wrócić do domu po północy
i do rana nie zmrużyć oczu
daj być jak wszystko
modlitwo wieczorna spokojna spragniona ciepła domowego ogniska
zapomnij,że byłam sama,że nie wiedziałam co to bliska i kruszyna i czysta
spraw bym była jak Ty taka matczyna.

środa, 22 lipca 2009

A mnie dzisiaj tak radośnie

A mnie dzisiaj tak radośnie
w moim głosie wszystko śpiewa
w moim ciele świat rozbrzmiewa
moje nogi chcą dziś tańczyć.

Chciałabym dosięgnąć nieba
drzewem starym być topoli
deszczem co po szybach spływa
krystaliczną grudką soli.

Na tym świecie, w którym wszystko
po dwa razy się nie zdarza
pragnę zostać pajęczyną za obrazem.

I w tym życiu co znaczenia
szuka tylko w ludzkich gestach
pragnę zostać ogniem
co wypali wszystkie drewna.

Zaspokoić swą ciekawość
zabić wszystkie swe pragnienia
to nie dla mnie
ja wiem bowiem-świat się zmienia.

poniedziałek, 20 lipca 2009

Co było prozą niepostrzeżenie staje się wierszem

Co było prozą niepostrzeżenie staje się wierszem
z udziałem moim najszczerszym
być w wierszu poety to jak narodzić się
zupełnie nie w tym miejscu co chcesz
poeta szukając niestety podniet wielu wśród mas
znajduje samotne kobiety którym miłość chce dać
kobieta samotna niestety rada by rady brać
od wrażliwego poety, któremu serce chce skraść
wszystko się plecie w tym świecie
w groteskę humor i fałsz
wszystko za sprawą kobiety, co w świecie tym fruwa tak
i byłoby śmiesznie niestety i byłoby aż smutnie ach
gdyby nie serce kobiety gdyby nie ten wiersz niestety.

Ja nie napiszę już do ciebie

Ja nie napiszę już do ciebie
imienia twego nie wypowiem
nie zarumienię się twym jasnym wzrokiem
słodyczą ust już twych nie skropię.

Ja nie wypowiem słowa kocham
pragnę zostanie znienawidzone
ja nie podejdę w twoją stronę
zapachem ciebie nie osłonię.

Ja już nie będę twoją myślą
a snem to tylko gdy koszmarem
ja wstydu z ciebie już nie wyssę
wzroku nie schowam przed postrachem.

Ja będę żyła niczym drzewo
w środku trawione śmiertelną plagą
będę się pięła wciąż do nieba
a wewnątrz stanę się konarem.

Ty będziesz pewnie pięknym pędem
co gałęziami świat owinie
ty będziesz kwitł z wielkim rozpędem
szybko zapomnisz o swej winie.


Gdy będziesz piął się pod niebiosa
barwy ty tęczy będziesz zbierał
strapiona będę czekać tęsknie
szykując w środku ci futerał.

niedziela, 19 lipca 2009

Wiersz3

I co,Boże?Stara bieda-
wszystko marność,głupio,ciemno.
Upodobnić nas się nie da:
Tyś jest, prawda,lecz co ze mną?

Widmo Twego podobieństwa,
z kąta w kąt się tłukę, włóczę,
robię różne bezeceństwa,
a na błędach się nie uczę.

Byle w duchu przebaczenia,
który tchnie,gdzie chce,po niebie-
podobieństwem widma,cienia
po troszeczku umknąć z siebie.

(Natalia Gorbaniewska w przekładzie Adama Pomorskiego)

Wiersz2

Umrzeć to globus wywrócić na nice i żyć po wewnętrznej stronie
stać się antypodami spodu skorupy ziemskiej,
to nie kajać się więcej,zastygnąć i trwać bezświadomie,
nie rozróżniać, nie wiedzieć,kto tu siostrą,kto kochankiem, kto dzieckiem

Umrzeć -to być jak zapałka, w Wilejkę ciśnięta z mostu,
którą nurt rzeki nieśpieszny do Atlantyku wyprawi...
Kto nie umarł ten jeszcze nie umie rozumieć zwyczajnie, po prostu
i na próżno do ust podnosi to lichą fujarkę,to kubek dziurawy.

(Natalia Gorbaniewska w przekładzie Michała B. Jagiełło)

Wiersz1

Pomódl się za mą duszę póki jeszcze żyję
póki pętli nie założyli na szyję
póki nad rowem albo nad przeręblem
choć za plecami drutem ściągnięte ręce
ale wciąż jeszcze nad a nie pod powierzchnią
nie puchacz cmentarny nie duch na biało
nie nasyp pokryty darnią i nie wiersz
pędy przeszywające ciało
ze aż piasek porusza się i brak mu tchu
i dławi się sobą i o litość błaga
Pomódl się za moją duszę na Boga
póki czas pomódl się na Boga
póki na zachodzie nie zapalał Wchód
(Natalia Gorbaniewska w przekładzie Wiktora Woroszylskiego)

wtorek, 30 czerwca 2009

To takie dziwne

To jest takie dziwne życie na krawędzi życia i śmierci
zawsze zbliżałam się do tej drugiej
a teraz wpadłam w przestrzeń pomiędzy
i pragnę chwycić życie i biec z nim do końca.
To takie dziwne pragnienia pomiędzy istnieniem a bólem nieistnienia.

Mowa końcowa

Wysoki sądzie wysłałem ten akt oskarżenia,bo myślałem,że to prawda
nie mogę myśleć prawdopodobnie,bo muszę mieć pewność,swoją nie Wysokiego sądu
a jeżeli świadek zmienił zdanie to już nie moja wina Wysoki sądzie.
Ostatecznie to sąd decyduje o tym co jest a czego nie ma
a ja mogę się tylko zgodzić albo apelować.

Ten wiersz

Ten wiersz z 24 listopada jest dla niej przy niej o niej
ten wersz ma treść
napisany ręcznie na papierze
układa pięknie litery
nie w żadne ckliwe kocham cię.

wtorek, 23 czerwca 2009

Czy ja wiem

Czy ja wiem czy ja mogłabym zakochać się w tobie na podstawie maili
może i mogłabym skoro pragnę je czytać a czytanie ich sprawia mi przyjemność
i piszę a potem nie mogę się doczekać kiedy mi odpiszesz i czytam zachłannie
i odpowiadać od razu chcę chociaż zwlekam żeby cię nie przestraszyć
może i mogłabym zakochać się a może i kocham nawet kto wie.

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Niebyt

Już mnie nie ma
umykam jak kot z miękkiej kananapy
jak liszka z listka wierzby
jak bazyliszek z miasta
znikam jak kamfora
przepadam jak znak
zwiewam z wiatrem
rozpływam się z lodem
magiczna różczka zamienia mnie w wodę
zmyję się, spiętrze gniew, pęknę w sobie
zetrę się na proch,na nicość się przerobie
żeby jeszcze cofnąć czas
żeby jeszcze móc zapomnieć
gdyby tak wymazać to co duszę znaczyło
myślą było a jest snem
gdyby niebyt mógł być całkowity
ze świtem w mrokach zanurzyć się

czwartek, 18 czerwca 2009

Pocieszanka

Mówią,że trup trupowi oka nie wykole.
Kto mówi?
A skąd ja mam wiedzieć!
Siedzę nad trumną i trupa pocieszam,to co mu mam powiedzieć,
że nie grzeszył,że będzie mu lepiej?
Nie mogę go pieścić słowami zgrzebnymi
ani pogonić pogrzebaczem
mogę mu tylko rozsądnie tłumaczyć,
że będzie rozkładał się z czasem
w równie marnym towarzystwie
trupiobladych lasek.

niedziela, 14 czerwca 2009

Bieszczadzkie anioły

Założenia taktyczne:
po pierwsze:zakładamy,że dotrwamy
po drugie:będziemy świadomi tego sukcesu
po trzecie:zabłyśniemy inteligencją i nie bedziemy się odzywać
po czwarte:nie zakładamy się z nikim,że dotrwamy
po piąte:celem spełnienia naszych pragnień zakładamy odpowiedni strój
po szóste:celem zaoszczędzenia powierzchni tanecznej starać się będziemy utrzymywac pozycję pionową.Do realizacji tego założenia wybieramy partnerki silne i doświadczone
po siódme:celem pozyskania nowych środków rozpraszamy się po sali gdyż indywidualnie łatwiej pozyskać osoby mające i pragnące się podzielić
po ósme:oszczędzając siły nie przemieszczamy się zbytnio
po dziewiąte:jak najdłużej staramy się nie zapomnieć naszych założeń

Największe trudności sprawia nam przykazanie szóste.Z pewnym opóźnieniem dociera do nas,że jesteśmy w stanie dotrzeć do innych i pogadać.Ze zrozumieniem jest trudniej.





Częściowo nasyceni i zgodni wrażeń ruszamy w najdłuższą podróż naszej wyprawy bieszczadzkiej.Jeszcze tylko po strzemiennym z Sikorką i innymi znanymi bywalcami i już jesteśmy gotowi.Wesołą czeredą dominującą nad ciszą poranka w Cisnej ruszamy na Majdan.



Decydujemy się na radykalne posunięcia zgodnie z przysłowiem o klinie.Jak klin to tylko Siekierezada.Dobrze,że blisko i z górki.




Świeżość powietrza i napotkani rajdowicze uświadamiają nam,że podróż odbędziemy autokarem.Nieukrywaną radość przelewamy w najbliższym i najlepiej wposażonym sklepie na zakupy zasobów podróżnych.Dzięki nim droga jak i otaczające ją góry stoją przyjazne i nie stanowią żadnej przeszkody.









Chwile zauroczenia i inne momenty nie wyłączają odpowiedzialności






W Woli Michowej czynimy przerwę,albowiem musimy wysiąść i przekroczyć mostek.Dobrze,że nie jest nigdzie powiedziane,iż musimy czynić to samodzielnie.



Rajdowicz ma prawo do własnego zdania wypowiadanego w spokoju i na osobności.Podstawy ogłady trzeźwość,czystość i porządek są wskazane ale nie wymagane jasność umysłu i wypowiedzi jest pożądana także na Rajdzie miej jasność także co do pożądania ustąp starszemu i stawiaj każdemu żądania kieruj do samego siebie

środa, 10 czerwca 2009

Wyjeżdżam ale wrócę

W związku z tym mam prośbę,byście zaznaczyli swą obecność na tym blogu niekoniecznie Trenem wystarczy jednym zdaniem,jednym słowem albo nawet pół.Będzie mi miło Was zobaczyć po powrocie.Paa

piątek, 5 czerwca 2009

Byle nie damą

Te cholerne babskie dylematy
wałkowanie jednego tematu
rozrywanie uczucia na strzępy
ta kobiecość kobieca tkwi we mnie.
Chowa się na pierwszym zakręcie
gdy solidnie próbuję coś zgłębić
zasypuje czułością i trzęsie.
Już nie mogę,już dość mam panienki
tych jej gierek i wiecznej udręki
chcę być samcem, łachudrą,zakałą,
gruboskórnym draniem
byleby nie damą.

czwartek, 7 maja 2009

Produkt

Położyli go na półce z produktami
jako psujący się towar
miał za zadanie szybko się sprzedać
ale on leżał i czekał
niczego nie rozumiał,ledwie patrzeć umiał,tylko płakał
a jego wrzask straszył klienta.
Każdy pytał co zrobić z uciążliwym towarem,
jak pozbyć się dziecka, którego nikt nie chciał
może za karę pozwolić mu leżeć aż się przeterminuje
nauczyć promować jego biedę
albo udawać,że nic nie czuje i wyrzucić.
Na zapleczu zrobiono wystawę niewygodnego człowieka,
tam szukaj tego dziecka.

środa, 15 kwietnia 2009

To nie moja wina

To nie moja wina,że się urodziłam
wciąż muszę to powtarzać
w sklepie sprzedawczyni spojrzała i nie uwierzyła
staruszka w parku była miła jakby rozumiała,że mam wpływ tylko na śmierć
sąsiad od kiedy usłyszał traktuje mnie jak śmiecia
to usprawiedliwienie wywołuje skutek wręcz odwrotny
wszyscy myslą,że nie powinnam była
to nie moja wina,że na przekór chce mi się żyć.

sobota, 4 kwietnia 2009

Półprawdy

Wszystkim pełnia śni się
niestety księżyc gdzieś znikł
i przyszło nam żyć na pół gwizdka
pół chleba,pół nieba,połowę jabłka.
Za mało,by poczuć satysfakcję,
za dużo,by umrzeć z rozpaczy.
Pół zimy zamroziło pół serca
drugie pół wypatruje wiosny
a w niej półproduktów miłosnych
niedopieszczonych gestów
zastygłych w połowie dźwięków.
W pełnej krasie tylko nadzieja zmierza do lata.

czwartek, 26 marca 2009

Hartować

Słyszałeś o samotności,przyszła do mnie.
Rozgościła się a teraz żąda czułości.
Siła przyzwyczajenia.Już pościel z nią zmieniam,opowiadam wrażenia
a gdy padam ze zmęczenia poduszkę mi układa.
Jest rada gdy zwijam się w kłębek.
Ciepło jej i mnie lepiej,mniej tęsknię.
Jak długo zostanie nie wiem.
Napiję się z nią wina,porozmawiam
może dowiem się co robiła jak mnie nie znała.

poniedziałek, 23 marca 2009

Arcydzieło

Pastuszków dwóch zastąpiłam parą oczu
błękitne niebo szarym
soczystą zieleń czarną ziemią
łany...czy były tam łany?
Na pewno było słońce
a tu tak mroczno i tęsknie
i tylko klucze żurawi nad bocianim gniazdem.
Równo w szeregu trzepoczą skrzydłami.
Na chwilę rozpierzchły się by znowu być razem.
Dwa obrazy a z nich jedno westchnienie,
by być polskim ptakiem.

Zasłona

Kropla kroplę goni
zasłoni krajobraz
smutne wierzby na baczność postawi
ptaki schowa w gałęziach
uśpi dźwiękiem jednostajnym.

Szare drzewo,szare niebo,szary deszcz.

Kropla kroplę goni
odsłoni myśli ponure
wyżłobi w ziemi dziurę
melancholii nada nutę
wleje w duszę smutek.

Szare drzewo,szare niebo,szary deszcz.

Kropla kroplę goni
z włosów splecie strąki
na twarz maskę włoży,przyklei łzy
złowi suche myśli
rozbłyśnie jak stal.

Szare drzewo,szare niebo,szary deszcz.

sobota, 21 marca 2009

Uśpić

Dobrej nocy

Ta noc ta cisza
szum wiatru ucisza już ptaki.

Kroki coraz mniejsze
myśli coraz lżejsze
dym z komina lnieje
na dworze ciemnieje.

Kot już w kącie mruczy
kleją się już oczy
głosy ściszone szepczą nowy dzionek.

Jeszcze księżyc w okno zastuka
gwiazdka zamruga
sowa zahuczy
dobrej nocy pożyczy.

piątek, 20 marca 2009

Troszkę

Szczęście działa na baterię
dwie krótkie serie
a potem dramat
gdy się rozpędzi to zaraz ściana
po rozkręceniu się marazm.

Dwa razy szczęścia nie złapiesz
gdy się zagapisz przepadnie
gdy się zapomnisz zgaśnie
to taka gra w chwytanie szczęścia.

Gdy się bateria szczęściu wyczerpie to ono znika
na szczęście bateria podlega wymianie
cierpliwie więc czekaj na zmianę,
na małego łyk szczęścia działanie.

Szczęście

Złowiłam szczęścia okruszynę
z landrynki wydobyłam smak
zapach z mandarynki
malinka to znak upojnej nocy
kto to zapytałam zasłaniając jego oczy
a on mnie schwycił i zamroczył pocałunkami
spojrzałam w niebo a tam wielki kolorowy motyl
idąc pod górę pomyliłam drogę,
wpadłam w dolinę słońca
i tak bez końca tropię ślady szczęścia
i opowiadam jaki piękny ten świat.

wtorek, 17 marca 2009

Letarg

Letarg

Okno ściana
kanał
wielki banał
wielkie nic
wstaję,jem,
śpię, żyję
sam na sam
tylko tyle.

środa, 11 marca 2009

Edukacja

Jak się urodzi im dziecina
co Michaliną nazwą swą
i zrobi taką kwaśną minę
jakby uciekać chciała stąd
to tuląc ją w swoich ramionach
i przekrzykując łzawy ton
opowiem jej o Karolinie.

Opowiem o księżniczce małej
i o perełce doskonałej ,
o mądralińskiej słodkiej pannie
co zawsze wszystko wiedzieć chciała,
o tym jak w książkach wciąż siedziała
jak spać nie chciała i dokuczała.

A gdy przekonam już Michalinę,
że fajnie jest poznawać to,
to oddam ją tej Karolinie,
która pomysłów ma dziś sto,
na obdarzenie Michaliny
miłością swą.

wtorek, 10 marca 2009

Dyktando

"Nie" to słowo jak orzeł
rozpościera skrzydła
jest piękne gdy krąży wysoko
ponad głowami.

Gdy obniża swój lot
szukając celu
niewielu oprze się wrażeniu,
że "nie" służy nie tylko zaprzeczeniu.

Kuląc się szukamy schronienia
tylko nie ja, nie mnie
niech to słowo sponiewiera.

Bezradnie milkniemy gdy dosięgnie
gdy złapie nas w swe szpony
i lekko speszone wychrypie
nie chcę cię! nie!

poniedziałek, 9 marca 2009

Zwątpienie

Zwątpienie

Ponad to co ludzkie
wiary nie starczyło.
Wierzę w fizjologię,
w dopaminę i adrenalinę,
w ranne wstawanie,
światła gaszenie,
w asertywne "nie",
w kojące "tak kochanie",
ubliżające wulgaryzmy,
nagłe paroksyzmy.

Nadziei zabrakło,
by wierzyć w miłość,
czystość i uczciwość,
w to,że było i będzie,
że zmartwychwstanie odkupiło moje zwątpienie.

środa, 4 marca 2009

Sto lat

Będzie jutro.Skoro o kryzysie mowa to ja też napiszę jakby na usprawiedliwienie. O kryzysie finansowym nie wspomnę,bo jest tak permanentny,że nie ma co sobie głowy nim zawracać. Ale ten wieku średniego... Ot dopadł i mnie. Najpierw był utajony.Człowiek myślał,coś zrobi,stworzy dla potomności,bo jak przeżyć tyle lat bez dokonań,bez śladu,że się istnieje. Zaognił się znacznie gdy do mojej świadomości dotarła myśl -stara a głupia. Kiedy kryzys ulega zaognieniu, są dwie możliwości: albo go stłumić albo krok po kroku rozwiązać swój kryzys.Rozsądnie byłoby zastosować to drugie. Tylko jak, przerobiłam już dystansowanie się, ulgę i poczucie, że jest się lepszym od tych, którzy traktują wszystko serio, szukanie nowości, zmianę pracy, miejsca zamieszkania, współmałżonka, próbę grania danej roli życiowej w inny sposób, ucieczkę w fantazję.Jak macie jakiś pomysł na ten mój kryzys to chętnie wysłucham. Mi na te następne 34 lata przychodzi do głowy jedno życzenie,by świadomie żyć ...

wtorek, 3 marca 2009

Pobłażać

Pobłażać

Z mściwością trzeba się urodzić
polemizować więc nie zamierzam.
Jak bowiem mściwości wytłumaczyć,
mścić znaczy tracić ludzką twarz.
Tylko czy tolerancja nasza głębokością mierzona
mściwości powinna pobłażać.
Zróbmy tak, ty się odegrasz
a ja cię ukarzę byś poznał jej smak.

poniedziałek, 2 marca 2009

Marzyciele

Credo-Kazimierz Przerwa- Tetmajer
Jutro?... Nie wierzę, aby lepiej było i nie zazdroszczę już tej wiary - dzieciom...
Po co się łudzić? Wydarte stuleciom posępne, smutne, zimne doświadczenie
złudzeniom wszelkim na czole wyryło:"Śmierć i nicestwo!"... zabiło złudzenie...
I tylko dziwna, mistyczna, szalona chęć tą ohydną wstrząsnąć ziemi bryłą,
świat cały, jak jest, pochwycić w ramiona,z posad go dźwignąć
i na nowe koła jakie bądź rzucić,
gdy te, co go toczą,we łzach się pławią i we krwi się broczą;
i tylko głos ten, co nas w noce woła z złem walczyć nie przez ufność odrodzenia,
lecz przez nienawiść ku złemu dla złego i żądzę, ssaną z powietrzem, niszczenia:
jest naszą wiarą.
A choć czasem ona omdlewa w piersiach, to wnet zmartwychwstawa,jako z popiołów Feniks, odrodzona,i jak kometa błyska ludziom krwawa,której płomienie może świat zażegą.
My nienawidzim zła dzisiejszej doby - -jutro?... To jutro?...
Jutro, marzyciele,przeklinać własne swe będziecie próby,
nowe zło w nowym odkrywając dziele;
jutro, trawieni nowymi choroby,szukać będziecie nowego systemu leków i zbawień,
a nie mogąc męce ulżyć, bezsilni załamiecie ręce,
bo póki ludziom trwać, poty trwać złemu.
Lecz naprzód, naprzód!
Niechaj zbrodnie stare ustąpią nowym - nim się te przeżyją - -ścigajcie marzeń cudną, a czczą marę,jak ci ścigali, co dziś w grobach gniją.
Lecz naprzód, naprzód!
Łudźcie się, Ikary,że potraficie dolecieć do słońca,
w zdobyte niebo wstąpić z człowieczeństwem,
a potem - widźcie, że próżne ofiary,że pomoc złego jest wiecznotrwająca,
zwątpcie, zrozpaczcie i gińcie z przekleństwem!
Bo niczym innym nie jest chód ludzkości,
tylko przemianą zła wieczyście trwałą;
o Chrystusowej marząc wszechmiłości deptajcie wroga, co was przedtem deptał,
drżąc, że już rośnie mściciel z jego kości,co was obali, jak kłodę zbutwiałą,i znów was zdepce,
gdy już krew wychłeptał.
Brutalna siła, która rządzi światem,wybawicielem nie jest ani katem:
ślepa i głucha, zimna, obojętna,idzie bez celu i nie władnąc, włada,
nie dba, gdzie jakie pozostawi piętna,kto pod jej nogą powstaje, kto pada?
Nienawiść dźwignią jest świata - - niech działata najsilniejsza potęga ludzkości:
jeśli potrafi i dusze, i ciała na wskroś przekształcić, zabić w ludziach zwierzę:
wówczas dopiero w królestwo miłości ewangelicznej na ziemi - uwierzę.

niedziela, 1 marca 2009

Lucyfer

Lucyfer

Piekła szukasz
spójrz
w takt marsza Hendla wyskakują nazwiska
winny,winny,winny.
Zawistne oczy szukają przyczyny
to on, to jego.
Raz,dwa wypadło
ty będziesz kaleką.
Trzy,cztery
odpowiesz człowieku.
W takt żałobnego walca
szukają grzechu.
Wyliczają na palcach
zaszczuć,zdławić,zagryźć.
Lucyfer może wracać do nieba.

Jętki

Burza

Srebrne kryształki zaplatają dziurki w miałkim piachu.
Słońce lekko przekręcone odwraca twarz
odsłaniając granat nieba.
W oddali dwa bieguny toczą walkę,
chwila zwątpienia
pada ostateczny cios
przychodzi oczyszczenie
i brzask.

sobota, 28 lutego 2009

Irracjonalne

Pytanie!
Który z wierszy podoba się Wam najbardziej[odpowiedzi,że żaden nie będą brane pod uwagę ;)] i z jakiego powodu?[proszę uzasadnić wybór].


Kaleka

Jak kaleka żyję wciąż
niepogodzona,niedogodzona,
wiecznie naćpana.
Z życia nie potrafię brać
z serca nie potrafię dać
krzyczę i miotam,
że to głupota, tamto miernota.

Jak już nadejdzie taka chwila,
że przyjmę wszystko co daje los,
niech tę chwilę ktoś zapamięta,
to będzię mój ostatni głos.

Nie wiem

Nie wiem czy to sprawiedliwe
jak będę umierać to powiem
co prawdą się zowie.
Jak będę umierać
to na pewno zrozumiem
czego ludziom brakuje,
podpowiem jak to życie ułożyć należy,
by je dobrze przeżyć.
Jak będę umierać to znajdę rozwiązanie
na wszystkie bolączki tego świata,
pokażę jak sprawić,by brat nie zabijał brata,
by wszyscy się kochali.
Jak będę umierać to poradzę
jak smakować życie,
by w godzinie śmierci westchnąć
och życie, kocham cię nad życie.

Wypadek

Szosa.
Deszcz.
Światła.
Strach.
Dźwięk rozbijanego szkła.
Poza.

Pamięć

Zapomniałam twój głos
wykreśliłam z pamięci twój dotyk
przekreśliłam parę ładnych lat
myślami uciekam w przyszłość
przeszłości został tylko ślad
źdźbła traw.

Hołd

Hołd

Zatopiłam swe smutki w malinowej zalewie
trochę palcem pogrzebię i wyjmę grudki.
Cukier w niej rozpuszczę,
alkoholu doleję
bedę smutki upijać malinową breją.

A gdy trochę postoją,gdy trochę dojrzeją
to się nawet uśmieją
tą alkoholową nadzieją
i przez chwilę będę miała
radości ociupinę.

Fantazja

I stało się.Owładnęła moje ciało jedna myśl.Myślę sobie, że ta zima musi minąć.I za Kasią Nosowską nucę:zazieleni się,urośnie kilka drzew...


Fantazja

Gdyby były białe skowronki
albo białe wrony
białe kruki już są
ale na przykład białe muflony
gdyby tylko na biało urządzony był świat.
Nie tylko białe kalesony
ale i białe pompony
i białe rekiny i biały strach na wróble
i białe wróble też,
które siadałyby na białych drzewach
byłoby tak ładnie i czysto.
Tylko kto by wówczas posprzątał to wszystko.

piątek, 27 lutego 2009

Elita

Drzewa

Wiśnia, która stoi przed domem
kwaśne owoce rodzi
ale wiśnia już tak ma,jak ja.

Wierzba,która stoi przy drodze
ciągle płacze
ale wierzba już tak ma,jak ja.

Brzoza,która w zagajniku stoi
chwieje się na jednej nodze
ale brzoza już tak ma,jak ja.

Lipa,która w ogrodzie stoi
zapachem tchnie
ale ona już taka jest,ma to po mnie.

I tylko ten kasztan,który przy werandzie stoi
mnie nie przypomina,
jest wielki,rozłożysty a ja taka kruszyna
i do tego niezakorzeniona.

środa, 25 lutego 2009

Zakończenie

Zakończenie

Zabroń mi pisać.
Powiedz,że bronisz,
że to nieludzkie tak się odsłonić.
Powiedz,że głupio,że beznadziejnie,
że takie chwiejne to, że takie mierne.
Spraw bym przestała mówić o sobie,
bym zapomniała co to jest człowiek.
Rozlicz mnie z każdej zwrotki i wersa,
powiedz,że czerstwa jest ta poezja.
Skończysz me męki
a moje dźwięki przestaną drażnić i twoje ciało.

wtorek, 24 lutego 2009

Reakcja

Reakcja

Ściskasz mnie mocno
w swych dłoniach.
To boli,krzyczę.
Nie reagujesz.
Tak mnie kochasz.
Ja to czuję.
Ten błysk w oczach.
Ta furia, z którą rzucasz się gdy wychodzę.
Ja cię kocham więc wrócę,
by znowu dostać w twarz.

Pączek

Pączek

Jak malutka zawiązka
supełek na nitce
cienka gałązka albo bazia z wierzbowego drzewa
jak kropelka rosy na majowej trawie
pączek konwalii
różowiutki strączek
taka będzie ta moja córeczka.

poniedziałek, 23 lutego 2009

Laska

To jeszcze jeden wiersz z dedykacją Karolinie, bo tamten nie podobał się jej.


Na oślep

Ciemno.Na oślep brnę przez życie.
Wiem,że podpowiadasz w ukryciu.

To prawda,że bierze złość
ale też prawda,że niczego dobrego ta złość nie urodzi.
To prawda,że ciężko,
ale też prawda,że lekko nic nie przychodzi.
To prawda,że smutno,
ale też prawda,że radości trzeba się nauczyć.
To prawda,że kluczysz,
ale też prawda,że odnajdziesz swój szlak.
To prawda,że czas upływa,
ale też prawda,że przyjdzie twój czas.

I tak mi nucisz delikatnie do ucha o przyczynach mych wad
jakbyś laską białą wskazywała-idź tam.

Karolina

Z dedykacją

Karolina

Na lekarską biedę jest jedna recepta
mały dąs.

Chciałoby się mieć wpływ na wszystko
a się nie da
więc dąs.
Chciałoby się wyjąć serce
a się nie da
więc dąs.
Chciałoby się zapobiec udręce
a się nie da
więc dąs.

Dąsem chcesz życie przekonać,że innym bieda.
Tak się nie da.
Receptą na biedę niech będzie twoja uśmiechnięta twarz.

Już

Już

Śmierć przychodzi szybko
trzy zastrzyki i już
jak bym czuła tiopental
gdy mnie pięściami bijesz
pankuronium gdy kopiesz
chlorek potasu gdy na mnie plujesz
tak umiera miłość.

niedziela, 22 lutego 2009

Inny

Inny

Przychodzi do mnie
miota się,krzyczy,coś by chciał
pytam co a on mi nie odpowiada,
siada, wstaje,coś gada ale nie wiem co.

Ledwie wyjdzie już znowu powraca.
Zdążę głowę do poduszki przyłożyć
a ten już jest
kiwa się nade mną muszę więc wstać,
może wody pytam,może chcesz spać,cisza.

Walczyć czy się poddać,
na spacer pójdę,dam innym znać,
że mnie prześladuje.
Gdy tak pomyślę to się wycofuje,
spokojnie mogę wówczas poczytać,
porozmawiać.

Nieznośnie powraca gdy idę spać.
Obłędzie mówię, nie mogę cię pokochać,
chcę świadomie trwać.

Głupota

Mężczyznom wiersz zakazany!!!

Głupota

O boże ile to człowiek głupot może zrobić
pomyślałam kładąc się z tobą do łóżka
ale było już za późno
potem jeszcze raz wyjęczałam o boże
ty pomyślałeś,że ja się wznoszę
więc już przestałam krzyczeć
zaczęłam grać.

sobota, 21 lutego 2009

Fiś

Każdy ma swojego fisia.Ja na przykład jak wyjadę z domu to natychmiast chcę wracać.Zastanawiam się po jaką cholerę ja w ogóle wyjeżdżałam, obiecuję sobie,że więcej nigdzie nie pojadę i przede wszystkim stękam,że chcę do domu. W domu oczywiście marzę,by coś zmienić, gdzieś wyjechać. Bym się chyba martwiła swoim stanem umysłu gdyby nie to co widzę dookoła i o czym czytam. Tak chronologicznie to pierwsza winna być Pani Paradowska.Ona ma fisia na punkcie prokuratury.Niestety, jak stwierdziła, nie ufa jej i nic na to nie poradzi. Ja też niestety nie mogę pomóc. Zjawisko jest tak powszechne,że niemożliwe na obecnym etapie do zwalczenia.Jak grypa żołądkowa, niby niegroźna choroba a rozprzestrzenia się wciągając w to co raz to nowych, którzy chcieliby,by było bez biegunki a wiedzą,że się nie da. Może tylko ulżę w cierpieniu zgadzając się w kilku kwestiach.Przede wszystkim to Pani Redaktor muszę przyznać rację,że za Ziobry stowarzyszeń nie było, nie zgadzam się,że powinny,bo nie można dyskutować z idiotą, któremu dano władzę. O co mieliśmy walczyć,o niemożliwe,o to by Jarosław Kaczyński odsunął Ziobrę od kierowania ministerstwem. Bezwzględny manipulant zesłał do rejonu rzecznika Prokuratury Krajowej.Dyskutować, polemizować , przekonywać można ludzi o podobnych poglądach,poziomie dyskusji , jakiekolwiek rozmowy z ministrem Ziobrą byłyby dla wielu uwłaczające. Są też tacy co lubili z ministrem dyskutować, tacy są do dziś,pójdą na każdy układ,by tylko utrzymać się na stołku.Szkoda,że zapomina się, iż prokuratorzy nie są niezawiśli a rządzą nimi często osoby, których jedynym celem jest władza.Należałoby zmienić struktury prokuratury, rozwiązać Prokuratury Apelacyjne i Okręgowe wówczas może byłaby jakaś szansa,że wszyscy będą pracować a podjęta decyzja merytoryczna będzie zupełnie samodzielną.Mam wrażenie,że obecnie na chorobę pomoże nieuogólnianie i jednak zapoznanie się z materiałami sprawy przed wydaniem opinii,że brak podstaw do zarzutów.
Swojego fisia jak się przekonałam ma też Jarosław Kuźniar. Fiś na punkcie swojego poziomu. Trochę to smutne,że wymagania co do poziomu odbierają poziom wymaganiom.
Wielki fiś siedzi w głowie Marcinkiewicza. Biedny dojrzewający 50-latek,druga młodość, żenujące. Oglądając go dziś z Izabell w objęciach pomyślałam sobie,że to niesprawiedliwe, mógłby trochę tego poziomu oddać Kuźniarowi i jemu trochę odebrać,wyrównałoby się i nie byłoby tak kompromitująco.

piątek, 20 lutego 2009

Epistoła

Żeby nie było,że przeczytałam i już to poproszę o interpretację i odpowiedź na pytanie komu dedykowany jest ten wiersz?


List

Jak gałązka suchego drzewa
ptak zraniony co nie może śpiewać
płatek śniegu na gorącej skroni
poduszka, której pierzy trzeba.

Jak pozytywka, która wolno się obraca,
mała muszelka z Morza Martwego
ostatnia kartka pamiętnika.

Gdybyś tylko była jak feniks
co z popiołów się odradza
miałabym nadzieję Penelopy,że powracasz.

Dno

Z uwagi na drastyczne sceny uprzejmie uprasza się o odklejenie dzieci od mojego bloga na czas czytania!!!

Trup

Znalazłam trupa nad rzeką
leżał z uchyloną powieką.
Pytam go co tu robi
a on na to,że się niedawno utopił.
I co, chciało ci się, pytam
a on, że tak,że mu życie zbrzydło.
I co się opłacało?
A on,że jego ciało się trochę rozpulchło,
trochę przegniło i oko wyleciało.
To straszne, mówię.
A on,że rozumie,że to makabryczne
ale za to dusza już z nieba spogląda
więc się opłacało

Bo na stałe

To proszę Lileczko z dedykacją.


Na stałe


Na stałe można mieć tylko siebie
choć też nie wiem,bo gdy się zagubimy,
zapomnimy kim jesteśmy...

Wiadomo nic nie jest dane na stałe
ani miłość ani szczęście poszarpane
na stałe nie dostaniemy życia
nie otrzymamy paszportu do bycia
nawet "nic" nam nie przysługuje
"coś" zaś to tylko jak się stale zmienia.


To co można mieć na stałe zapytasz
a ja ci odpowiem morałem:
nadzieję,że stale będziemy ją mieć.

Arkusz

Arkusz

Jestem jak pusta kartka papieru
nawet nie to, że jeszcze niezapisana
po prostu taka nadszarpana,
na której napisać wstyd.


Z taką kartką nie wiadomo co zrobić
czy już ją wyrzucić żeby nie zaśmiecała szuflady
czy próbować niezauważenie zgubić
albo zostawić na gorsze lata.

Z taką kartką to same problemy
jak ją podrzemy to będzie strata
jak zostawimy to zawada.

Może ktoś się zlituje nad kartką
zapisze ją wierszem albo tchnie muzyką.

Może wówczas będzie ona warta wstydu.

wtorek, 17 lutego 2009

Zwrot

PRZERWA TECHNICZNA SPOWODOWANA ZŁYM ODBIOREM INFORMACJI.PRZEPRASZAM ZA USTERKI.

Spać

A ten wierszyk dedykuję Pawełkowi z okazji jego urodzin:)))


Przepis


Zagotuj dwa jajka
potem poczekaj aż będzie bajka.
Łyżeczkę przygotuj, miseczkę wygotuj,
ściereczkę połóż pod jego szyję
i powiedz mu,że je
za mamusię,za tatusia,za kotusia
wszystkich wylicz mu dwa razy
i nie pozwól by Filemon poszedł spać,
bo te jajka będa stać
twój niejadek powie dość
kotkom wręcz na złość.

poniedziałek, 16 lutego 2009

Rozma(żona)

Rozma(żona)


Drwisz ze mnie
a ja skulona siadam na tapczanie.
Co mówisz?Śniadanie.
Aha, już robię.
Zapomniałam wiesz.Nie chciałam cię urazić.
Trochę się zamyśliłam.
Nie, nie jestem ofiara tylko ta piosenka mnie tak urzekła.
Dobrze przestanę marzyć.
Na obiad zrobię ci barszcz, nie będzie przypalany.

Pomysł

Pomysł


Węch mam jak u starego psa
wzrok mam jak ćma
czucie jak u alkoholika.

Puste myśli.
Suche łzy.


Żeby tak zmienić się w wariata
czuć bym mogła coś do tego świata.

Obietnica

Ten wiersz dedykuję mamie.



Obietnica

Ja pamiętam te chwile gdy byłam malutka
siadałaś przy mnie mamo
i mówiłaś Uleńko pocałuj.

Ja pamiętam jak mnie ubierałaś,
na spacery wyprowadzałaś
i ostrzegałaś Uleńko pomału.


Ja pamiętam jak się śmiałaś
gdy w nocy porcelanę wystawiłam
jak radowałaś gdy pierwszą piątkę dostałam.

Ja pamiętam mamo, obietnicę ci złożyłam,
że tak samo jak ty córki swoje pokocham.

Nie

Nie

Gdy wykręcasz mi ręce
głową uderzasz o stół
gasisz papierosa na moim ramieniu
ja znosząc w cierpieniu kopię sobie grób.


Gdy mówisz,że jestem brudas i łajza
moje ubrania wyrzucasz
niszczysz pamiątki w skupieniu
ja znosząc w cierpieniu kopię sobie grób.


Gdy mnie sąsiadka pyta o ten hałas w nocy
a matka z moich oczu czyta
odpowiadam,że nic nie masz na sumieniu
i znosząc w cierpieniu kopię sobie grób.


Gdy ci mówię nowinę
a ty ucieszony tłumaczysz,że się zmienisz
wierzę twojemu tłumaczeniu
i znosząc w cierpieniu kopię sobie grób.

Momencik

Momencik


Poczekaj na mnie chwileczkę
zaraz do ciebie przyjdę
wszechświat nas przyjmie jak lilie,
jak barwne ptaki,
będziemy swojaki.

Będziemy hasać po cudnej krainie
podfruwać do okna Świętego Antoniego
a do Jana będziemy mówić:cześć kolego.

Będziemy brodzić po oceanu dnie
oglądać saguinus bicolor,imperator i oedipus
stąpać po morzu jak po dywanie.

Z Marią będziemy się bawić w berka
Jezusa nauczymy w karty zerkać
a Świętego Piotra chociaż jest uparty
przekonamy,że wszystko można zrobić na żarty.

Będzie nam pięknie razem tam
mój synku drogi
będziemy jak dwie niebogi
co Boga za nogi złapały.

Poczekaj tam na mnie mój synku mały.

Litania

Litania


Zapisz

te moje smutki
te moje żale

Zapisz

tę moją krzywdę
tę mą Charybdę

Zapisz

te moje rany
te moje winy

Zapisz

nim zapomnisz
coś mi uczynił.

niedziela, 15 lutego 2009

Jęk

Dziś byłam na pogrzebie Kamila,25-latka syna mojego kolegi Piotra.Wiersz dedykuję Piotrowi.

Jęk


Patrz jak słońce wstaje,
jak kwiat kwitnie majem,
brzoza się wygina jak młoda dziewczyna.

Słuchaj ptaków treli,
jak śpiewają anieli.
Słuchaj deszczu kapania
i mojego bajania.

Czuj miłość swej matki,
radość z czekoladki,
wzruszenie do łez.
Czuj,że to już kres.

Twoje życie tak krótkie
naznaczone bólem.
Chciałbym dać ci swoje
zwyczajnie nie umiem.

Zanim zamkniesz oczy
chcę byś wiedział tylko,
że Bóg odbiera mi wszystko.

Irytacja

Irytacja

Zapanować próbuję nad swą niewyparzoną gębą
a ona jak u Gombrowicza zmienia swe oblicza.

Mówi,że w tym rządzie to same barany.
Na Kaczyńskiego,że to lis jest cwany.
Na Tuska,że to kluska.
A na Palikota,że gębę wziął Prota.

W tym ostatnim to jej przyznać rację muszę,bo
Palikot bez wzruszeń odbiera politykom duszę.


Ale gdy ta moja gęba krzyczy,
że się Polska nam odradza,
bo lody stopniały w małym światku,
który klepiąc coś na wizji sądzi,że poderwie pół dywizji,
to już się cierpliwość kończy.
Wtedy biorę taśmy kawał
i udaję,że na zawał zaraz zejdę,
mówię,że ją zaklajstruję,
jak mi będzie wchodzić w słowo.

Jak już w kółko mi coś radzi
to jej każę iść do rządu,
niech wypowie tam swe żale,
niech swe rządy tam wprowadzi
i pokaże tym baranom jak sama sobie poradzi.

sobota, 14 lutego 2009

Homo homini

Z dedykacją Grzesiowi z okazji Walentynek i 34 urodzin oraz przy okazji tego,że zamieści na moim blogu komentarz:)

Homo homini

W przyjaźni jest ukryta nuta,
której zrozumieć nie umiem.

Patrzysz na przyjaciela
i wiesz,że umiera, że go tęsknota zżera,
że zły jest jak cholera.

Gdy on na mnie patrzy
to wiem,że wszystko rozumie
choć kłamać nie umie
mówi,że wszystko będzie dobrze.
Potem mi opowiada zabawne przygody,
zabiera na lody i zarzeka się,
że wcale nie tyję.

Gdy brnę już po szyję
bierze mnie za rękę
i tą moją udrękę wywozi.
Potem mnie prosi:
wróćmy już do domu.
Dla niego to męka ta ciągła włóczęga.

Istota przyjaźni właśnie w nim tkwi,
on nigdy przede mną nie zamyka drzwi.

Gość

Gość

Przyszłaś do mnie mamo.To dobrze.
Ja już wstałam, wiesz nawet się ubrałam
i zjadłam już też.

Nie martw się o mnie mamo,
nic mi nie brakuje.

Tak, boli troszeczkę
ale wkrótce przestanie.
Mówiłaś mamo,że czas leczy rany.

To już cztery lata, już prawie nie czuję.
O co pytasz?Czy tęsknię?
Tęsknię ale tylko w snach.
Mówiłaś,że miłości nie da się oszukać.
Trochę oszukałam.

To nie miłość była?A co mamo,
co mi żyć nie pozwala?

Córeczko, to już tylko mara.

Fatalna miłość

Śmierć przyszła do babci.
Babcia w chustce na głowie,
w halce i spódnicy,w swetrze i serdaku
skulona siedziała,zimna nie poczuła.
Zaczęła rozmawiać ze Śmiercią,
mówiła jej,że ma brudne buty
i spodnie zabłocone
tłumaczyła żeby się położyła.
Jak to babcia, zatroszczyła
żeby Śmierć coś zjadła,herbatę wypiła.

Śmierć nie słuchała
jakby babci nie poznała.
Zapomniała jak ją babcia tuliła,karmiła, pieluchy zmieniała.
Jak ją broniła przed marsową miną ojca
i matki ganieniem.


Śmierć kij wzięła.
Babcia się tylko uśmiechnęła i wybaczyła.
Babcia Śmierć kochała.

Etymos

Prokurator na rozdrożu


Jedną nogą w morzu drugą w górach.
Jedną zaplata jak małolata,drugą steruje.

Ręką prawą pisze wierszyki
a lewą wytyki.

Czasami się zdarza jakaś poważna sprawa
wówczas milknie i się koncentruje.
Czasami gdy nikt nie uważa
pokrzykuje, harcuje, ze śmiechu kotłuje.

Gdy patrzy na śmierć
to mu trudno znieść
te wszystkie rany, tę pleśń.

Gdy patrzy na życie
to znakomicie mu pieśń na usta wychodzi.


Czasem myśli: co to szkodzi,
czasem się chowa, wychodzi,
krzyczy na ludzi gdy go nie słuchają,
pomaga w tramwaju i tym już na skraju.


Niekiedy refleksja na prokuratora najdzie,
że on też człowiek i się w końcu odnajdzie.

Dowód

Przyczepiły się me siostry,
w języku nieostrym,
że się w Jarku zakochałam.


Tłumaczę jak ludziom
zainteresowałam, no może zafascynowałam
ale zakochać się
w sweterku w czerwone romby,
co robi tromby ze swoich ust,
panu co nigdy krawata nie nosi,
no może jak go ktoś poprosi,
panu co robi takie dziwne miny
z nieznanej przyczyny,
co wzdycha i mruczy,
buczy jak mu ktoś dokuczy.


Informuję me siostry,
że kochać nie umiem
animowanego pana
choć mi humor poprawia od rana.

Czepialswo

Czepialstwo

W lokalnej prasie anons odnalazłam:
szukam miłości przy kości.
Zastanawiać się zaczęłam.

Czy to ma być kość ludzka czy nieludzka?
Czy mała czy duża?
A może biała jak u ptaka?
Albo czarna jak u umarlaka?
Może czerwona-trochę nadpalona?
Cała czy może nadgryziona?
Z sosu ma być czy z bigosu?

Pewnie musi być smaczna ale nie jak lody
raczej jak twarda czekolada
taka do schrupania
i do podtrzymania
miłości oczywiście.

piątek, 13 lutego 2009

Atak Dżumy

Rozprzestrzenia się w Polsce groźna choroba niekompetencji zwana Dżumą.Seria wpadek Ministra Sprawiedliwości nabiera charakteru klęski żywiołowej.Wwierca się w nasze ciała paraliżując strachem o to co zrobi, czym znowu zaskoczy nas Minister Dżuma. Już pierwsze jego wypowiedzi, przed zaprzysiężeniem, były zapowiedzią nadchodzącej choroby.Najpierw hasła o powszechnym dostępie do broni. Wypowiedź została zbagatelizowana przez media wobec stanowczego sprzeciwu temu pomysłowi premiera. Niewątpliwie była paraliżująca padła bowiem z ust osoby, której zamierzano udostępnić wszelkie instrumenty pozwalające na wprowadzenie pomysłu w życie.Projekt punktowania prokuratorów w zależności od wymiaru uzyskanej kary wywołał rechot w tym środowisku. Ewidentnie wskazywał,że naszym ministrem będzie laik w dziedzinie prawa na dodatek oderwany od rzeczywistości. Mielibyśmy domagać się najwyższych wymiarów kary bez względu na okoliczności popełnienia przestępstwa.Kara za zabójstwo to 25 lat pozbawienia wolności, co dawałoby 250 punktów. Trzeba być naiwniakiem by nie skorzystać. A co wówczas gdy sądzimy matkę pięciorga dzieci, która zamordowała męża, bo się nad nią znęcał.Pomysł ministra tak absurdalny,że trudno sie nad nim dłużej rozwodzić. Następny objaw choroby zwanej Dżumą to wypowiedź,że połowa prokuratorów źle pracuje. Zastanawiam się do której mam siebie zaliczyć i może pozwolić na zlustrowanie swoich spraw, by w konsekwencji wystąpić o zniesławienie. Na tak ogólne stwierdzenia, krasomówstwo graniczące z kołtuństwem mogą sobie pozwolić tylko Minister Ziobro i Czuma. Stwierdzenie o braku podstaw do zarzutów Karnowskiemu z ust Prokuratora Generalnego zakrawa na ironię. Oderwany od świata, zapomniał,że prokuratorzy nie są niezawiśli. Oświadczenie ujawniające tajemnicę państwową to już absolutna głupota. Epitetów mnóstwo, jeszcze ignorancja w wydaniu ministra Dżumy- jego wypowiedź,że w sprawie długów nie zapadł żaden wyrok tylko orzeczenie.

Aż strach pomyśleć co będzie dalej, zważywszy na brak chętnych do objęcia teki ministra w tym resorcie. Powieść Alberta Camus Dżuma z 1947 roku nabiera na znaczeniu a jego sentencja-bakcyl dżumy nigdy nie umiera pozbawia wszelkiej nadziei,że w tym ministerstwie może być dobrze.

Zapisane

Zapisane w pamięci

Zapisałam w pamięci twój portret.
Stałam przed lustrem, już iść miałam do szkoły
gdy mnie zagadnąłeś.

Spojrzałam,podałam godzinę.
Potem zajęłam się sobą.
Stałeś niepewny.A może teraz mi się wydaje.


Gdy wróciłam lustra już nie było.
To dobrze,pomyślałam.
Jak spojrzeć na siebie gdy tobie poświęciło się tak mało uwagi.

Zabrakło odwagi by powiedzieć tato odpocznij.

W pamięci przyglądam się tobie w tym lustrze.

czwartek, 12 lutego 2009

Wywiad

Wywiad


Sumienia nie da się oszukać?
Na pewno, ani w ząb.
A żyć uczciwie można?
Jak patrzysz w duszy głąb.
A być jak Dalajlama?
To kochać ludzi musisz.
A zrobić coś dla świata?
Gdy mocno się natrudzisz.
A serce mieć jak z waty?
To taty, spytaj taty.

środa, 11 lutego 2009

Refleksja

Życie jest ani białe ani czarne,życie jest szare, jak słusznie zauważył jeden z posłów. Szara rzeczywistość daje w kość ministrowi Czumie, który zapomniał,że minister ma być nie tyle krystalicznie czysty co przezroczysty. Cień padł na niego i oby cieniem tego rządu nie został. Małpiarnia polska,powtarzając za Niesiołowski, małpuje chicagowską.Tak się PiS podniecił uległością premiera,że gotowy Ministra Sprawiedliwości co tydzień zmieniać.
Przydałaby się nam wzorem unijnym grupa refleksji nad PiS-em, nawet kosztem tak pożądanych komisji śledczych. A w tej grupie konfrontacja poczynań Jarosława Kaczyńskiego -konsyliacyjnego i młodych PiS-owców-kontestacyjnych podgryzaczy żądnych krwi. Konkluzja po refleksji jest jedna Jarosław Kaczyński satrapą nie jest ale czarne jest białe i białe jest czarne, o żadnych szarościach mowy być nie może.

Pomysł

Wyszłam z pomysłem na spacer.Pomysł opierał się, już ciemno, zimno-mówił. Z nieba spadały gwiadki, ucieszyłam się. Pomysł się skrzywił, to śnieg nie gwiazdki, oświadczył. Skrzywiłam się i ja na ten pomysł co wszystko wie lepiej. Chciałam do parku, zobaczyć oświetlone przez latarnie białe drzewa. Pomysł zabronił, jeszcze ktoś cię napadnie, pobije-smęcił. Zrobiłam na śniegu orła.Pomysł tylko kiwał z ubolewaniem głową. Kolorowe neony sklepu zachęciły mnie do wejścia, obejrzę, może kupię coś fajnego-stwierdziłam. Pomysł zrobił groźną minę-znowu wydasz pieniądze-prawie krzyczał.Przeszłam przez ulicę omijając przejście dla pieszych. Pomysł stał nieruchomo czekając aż przejadą auta.Zaczęłam uciekać przed pomysłem.Patrzył za mną jakby z powątpiewaniem, też chyba zastanawiał się czy warto mnie gonić. Postanowiłam być jak Scarlett Ohara. Jutro też jest dzień, pomysł na dorosłość odłożę na później.

wtorek, 10 lutego 2009

O jejku!

Pan Redaktor wiersz przeczytał
o komentarz więc zapytam.
Czy się rymy podobały,
czy też może sfrustrowały?

Jak się już Redaktor złości
tym smęceniem o miłości
to ja zwrócić chcę uwagę
na nikłą miłości powagę.

O odpowiedź bardzo proszę,
bo sprzeciwu wręcz nie znoszę.
Jako prokurator srogi,
mam czasami swe wymogi.

Naturszczyk

Dziś jest dzień bezpiecznego internetu. To coś dla mnie zważywszy na fakt,że zachowuję się w tym temacie jak naturszczyk. Samokrytyka musi być i chociaż nagana za deliberowanie na bloogu o sprawach prywatnych. Wywlekam na wierzch zdjęcia, podaję na tacy swoje myśli i uczucia. Dziwna jest natura ludzka,pragnie zainteresowania czasem nawet poklasku wbrew zdrowemu rozsądkowi. Złudne jest poczucie anonimowości o czym przekonałam się na skórze innych wielokrotnie. Choć nie wiem kto mnie obraża, kto przyklaskuje, kto kibicuje jedno wiem- ciekawie jest , zostanę tu zachowując jednakże zdrowy rozsądek.

poniedziałek, 9 lutego 2009

Masochizm

Masochizmem nazwałabym udział w programie Kuby Wojewódzkiego i opowiadanie w nim o swoich preferencjach seksulanych.Nie wiem gdzie się zaczyna tolerancja w tym programie i gdzie się kończy. Czy sam fakt zaproszenia homoseksualisty do programu już o niej świadczy, zwłaszcza jak używa się wyrażeń: "ty pedale", "ty cioto", "nastaw dupę". Jacek Poniedziałek wytrzymał i dzielnie zniósł wszystkie kierowane pod swoim adresem obelgi.Gospodarz programu był z tego powodu niepocieszony. Gość bowiem, jak to zwykle bywa ku uciesze Kuby, "nie podniósł swoich czterech liter z kanapy z zamiarem opuszczenia programu", po kolejnym grubiańskim jego zachowaniu. Tylko Wojtek Jagielski uratował honor dziennikarski sugerując gospodarzowi, że dobry dziennikarz jest przede wszystkim człowiekiem, gotowym zrezygnować z emisji programu by nie krzywdzić. A Kuba kolejny raz pokazał bezkrytyczne i niezreflektowane uczucie przywiązania do własnego ego.

niedziela, 8 lutego 2009

Jestem

Jestem zła

Na ciągłe do widzenia.
Na kiedy znaczy teraz.

Jestem zła.

Na kwiaty w mym salonie.
Na koniec znaczy koniec.

Jestem zła.

Na zimno i na ciepło.
Na być lub nie być ze mną.

Jestem zła.

Na ciszę i na hałas.
Na wszystkie za lub zaraz.

Jestem zła.

Identyfikacja

Zaparzam kawę,otwieram tomik poezji.Błoga cisza,pełnia szczęścia.Potem sygnał, niebieskie błyski,wąska droga.Przedzieramy się lawirując wśród samochodów.Światła,mnóstwo świateł, mnóstwo szkieł, kawałki aut, kawałki ciał i płacz.Ten płacz gdzieś z boku, taki niewyraźny,stłumiony.Ktoś okrywa ten płacz kurtką, ktoś umieszcza go w karetce. Schowany w rowie chłopczyk, uśmiecha się, przekrzywia główkę, nie patrzy. Sen, wyobraźnia, nie, to prawda. Profesjonalizm mi uwłacza. Poezję zostawię na po.


Identyfikacja-Wisława Szymborska

Dobrze,że przyszłaś-mówi
Słyszałaś,że we czwartek rozbił się samolot?
No więc właśnie w tej sprawie
przyjechali po mnie.
Podobno był na liście pasażerów.
No i co z tego, może się rozmyślił.
Dali mi jakiś proszek,żebym nie upadła.
Potem mi pokazali kogoś, nie wiem kogo.
Cały czarny,spalony oprócz jednej ręki.
Strzępek koszuli, zegarek, obrączka.
Wpadłam w gniew,bo to na pewno nie on.
Nie zrobiłby mi tego,zeby tak wyglądać.
A takich koszul pełno jest po sklepach.
A ten zegarek to zwykły zegarek.
A te nasze imiona na jego obrączce
to są imiona bardzo pospolite.
Dobrze,że przyszłaś.Usiądź tu koło mnie.
On rzeczywiście miał wrócić we czwartek.
Ale ile tych czwartków mamy jeszcze w roku.
Zaraz nastawię czajnik na herbatę.
Umyję głowę, a potem, co potem,
spróbuję zbudzić się z tego wszystkiego.
Dobrze,że przyszłaś,bo tam było zimno,
a on tylko w tym takim gumowym śpiworze,
on, to znaczy ten tamten nieszczęśliwy człowiek.
Zaraz nastawię czwartek, umyje herbatę,
bo te nasze imiona przecież pospolite-

sobota, 7 lutego 2009

Humor

Jak dobrze rozpocząć dzień gdy o 7.00 budzi cię informacja o pobiciu starszego mężczyzny przez dwóch młodych chłopaków. Zmęczona, zrezygnowana, zestresowana wstałam z łóżka.Pierwsze zaskoczyło mnie słońce, następnie krawat w czarno białe paski.Zastanawiałam się czy to skutek focha. Niee. To rezultat odnalezienia dobrego człowieka, który pozytywnie wpływa na moje samopoczucie. Dziekuję człowieku, że jesteś.
Wymyśliłam Cię -Irena Jarocka
Wymyśliłam cię nocą przy blasku świec,
nauczyłam się ciebie po prostu chcieć.
Wystarczyła mi chwila niewielka,
byś imię miał, byś po prostu się stał.
Wymyśliłam cię z cienia, nim nastał świt,
powierzyłam się niemal aż po sam wstyd.
Nie wahałam się ani minuty,
byś imię miał, byś nareszcie się stał.
Dobrze wiem, co oznacza samotność,
osobna noc, osobny dzień...
Gdy samotność dokuczy zbyt mocno,
niech dzieje się co chce, co chce!
Wymyśliłam cię w gniewie na parę chwil,
nauczyłam się ciebie - no cóż, to styl.
Nie wierzyłam w to ani przez moment,
byś imię miał, byś naprawdę się stał.
Pomyliłam się - tak przecież bywa też,
wymyśliłam cię, więc zostań - jeśli chcesz.
Wystarczyła mi chwila niedługa,
byś imię miał, byś na zawsze je miał.
Dobrze wiem, co oznacza samotność,
osobna noc, osobny dzień...
Gdy samotność dokuczy zbyt mocno,
niech dzieje się co chce, co chce!
Pomyliłam się - tak przecież bywa też,
wymyśliłam cię, więc zostań - jeśli chcesz.
Wystarczyła mi chwila niedługa,
byś imię miał, byś na zawsze je miał.

piątek, 6 lutego 2009

Ginewra

Rozważania Okrągłego Stołu o skutkach bycia i niebycia przydały mi na myśl Ginewrę. Lech Lancelot dokonuje w jej imię bohaterskich czynów, zaprzysięgając bronić mieczem jej czci i sławy. W obronie ukochanej zabija rycerzy okrągłego stołu. Śmierć na miejscu zdarzenia ponoszą Jarosław Wspaniały i Lech Oczadziały. Dziedzic Zbysiu Mordred, od najmłodszych lat łaknący władzy, postanawia zająć miejsce u boku Ginewry. Bitwa rozgorzewa na dobre. Biedna Ginewra zionie duchem na okrągłym stole a Zbysiu Mordred z żalu za ukochaną składa śluby zakonne.Ot taka to historia mogła być.

Foch

Pojęcie( zaczerpnięte z Nonsensopedii):lepka wydzielina pochodzenia zazwyczaj organicznego. Wyróżnia się dużą gęstością i jej charakterystyczną barwą przezroczystą.
Foch jest często używany do ataku. Jest to broń niezbyt szybkostrzelna. Jest natomiast doskonałą bronią przeciw pojedynczym osobnikom lub, jeśli jest się doświadczonym fochownicem/czką, małym grupom. Jest niezbyt skuteczny przeciwko większemu gronu osób, ze względu na jego szybkostrzelność i mały zasięg. , jednak niektórzy potrafią uzyskać nawet i więcej!
Aby strzelić focha najpierw należy wydzielić focha. Nikt nie wie, w jaki sposób on się wydziela, po prostu w pewnych sytuacjach tak się dzieje bo tak. Następnie należy wcześniej wydzielony foch rozpędzić w stronę przeciwnika. Są różne sposoby, najpopularniejsze jest po prostu załapanie wcześniej wydzielonego focha w ręce, a następnie rzucenie go w stronę celu. Strzelanie fochem ma pewne skutki uboczne. Najczęściej, jest to zablokowanie narządu mowy, które polega na zamknięciu się. Dostępne są również specjalne narzędzie do strzelania focha, a nawet dozowniki pomagające zaaplikować odpowiednią ilość substancji.
Uderzenie fochem nie jest dość bolesne, lecz strzelony w odpowiednie miejsce, może spowodować poważne obrażenia. Najczęściej fochem celuje się w twarz. Po oberwaniu pozostaje zaczerwienienie skóry w miejscu oberwanym. Skutek ten utrzymuje się od 1 minuty do nawet godziny – jest to zależne od ilości fochu użytego podczas ataku.

Źródło: ewidentny opór materii dziennikarskiej i nie tylko.


Cel:opierający się logicznym argumentom dziennikarz i nie tylko.


Skutek:nie do przewidzenia (czekam na podpowiedzi i propozycje).

czwartek, 5 lutego 2009

Eufemizm

Na pytanie czemu w sprawie ujawnienia osobom nieuprawnionym tajemnicy państwowej Prezydenta nie dało się przesłuchać, jest tylko jedna odpowiedź:nie,bo nie. Co za dziwne paralele tworzą dziennikarze, jak z Prawa i Sprawiedliwości to już prawy.W ramach nowego image partia winna zmienić nazwę na Sprawiedliwość to My i pod takim hasłem wystartować w wyborach.Wówczas Prezydent mógłby sam siebie śmiało przesłuchać a i od Sikorskiego konkretniejsze odpowiedzi na pewno by uzyskał. W tym stanie rzeczy, cóż tam prawo Prezydentowi, a prawnicy,a prokuratorzy to już w ogóle, całe nic, żeby nie powiedzieć dosadniej.

Dom

Twój dom może ci zastąpić cały świat. Cały świat nigdy nie zastąpi ci domu.
Wspomnienia z dzieciństwa tak jak opowieści o snach nie nudzą tylko samych zainteresowanych.
Pamiętam jak siedząc w kuchni, przy ogromnym stole dyskutowaliśmy z rodzicami na temat imienia dla naszej nowo narodzonej siostry.
Urodziła się w sobotę, w telewizji leciała Myszka Miki i Kaczor Donald a ja byłam rozdarta pomiędzy oglądaniem teleranka a płaczem z powodu wyjazdu mamy do szpitala.
Ojciec zaproponował Bogusię a mama Magdalenę. Bogusia nie spodobała się bratu, Magdaleną ja byłam wręcz oburzona, takie imię miała moja najlepsza koleżanka, z którą wówczas zażarcie rywalizowałam. Stanęło na Karolinie. Teraz ona obiecała przywieźć mi z Tajlandii Małego Buddę :)).

Capstrzyk

Capstrzyk
Cisza
Cuda
Ckni


Człapie
Czeka
Czyta
Cii

Centrum
Cysta
Cios
Cykuta

Człowiek
Cena
Cel-Pokuta

środa, 4 lutego 2009

Baby

-Ja chciałem do prokuratora.
-To słucham.
-Ale ja chciałem do prokuratora.
-Aha.To pokój obok.Wyszczerzyłam zęby w radosnym uśmiechu.



-Ten pan odsełał mnie tutaj.Jego zniesmaczona mina mówiła wszystko.
-Tak.To słucham.
-Bo mnie moja bije.

Osłupiałam.Nieczęsto się to zdarza.A to flądra jedna, pomyślałam,doprowadziła chłopinę aż tu.

-A w jaki sposób?
-Okłada mnie czym popadnie.Ostatnio dostałem garnkiem.
-A co zupa była za słona?

Odpowiedzi nie usłyszałam. W zamian za to zobaczyłam siniaka wielkości śliwki na prawej nodze.

-Tu, butem dostałem.

A to makolągwa za ondulację szarpana.Chciałam powiedzieć. Na szczęście w porę się opanowałam. A on kontynuował.

-Wygania mnie z domu.Krzyczy.Awanturuje się.
-To czemu jej pan nie zostawi,drugiej nie znajdzie?
-Pani, to wszystko jedna zaraza.Wezmę młodszą to wszystkie soki ze mnie wyssie.Ta to przynajmniej moja.


Baby,ach te baby, czym by bez nich był ten świat,nuciłam pod nosem po jego wyjściu.

wtorek, 3 lutego 2009

Aplauz

Straty moralne, jakie poniosłam w wyniku wypadku, znacznie przewyższyły fizyczne. Dobrze mi tak.Co można wojewodzie :ferować wyroki,zabójców zwalniać,niewinnych o zabójstwo oskarżać to nie ....No i rąbnęłam głową w sufit. Euforia ,po programie "Teraz my", na wieść,że dziennikarze przeczytali uzasadnienie wyroku(nie akta,ale nie wymagajmy za wiele) była wielka. Tak samo jak brawa po komentarzu "gonili, to nie obrona konieczna". Ktoś mądrzejszy radził, by również w życiu, nie tylko w pracy, kierować się paremią rzymską audiatur et altera pars-niechaj druga strona też zostanie wysłuchana. Nie wspomniał,by wysłuchać do końca.Przeczytałam bloog Macieja Mazura" Pisane w afekcie". Odmienność opinii panów Sekielskiego i Morozowskiego tak mnie zachwyciła,że zaczęłam podskakiwać zapominając, iż ostatnie zdanie należy do gościa, w tym wypadku posła Kalisza. Ten zaś, w ramach wątpliwej szczerości a niewątpliwej chęci dołożenia Kaczyńskim za krytykę ułaskawienia Petera Vogla, rzekł :ułaskawić! Muszę jeszcze kilka razy uderzyć głową w sufit,może zmądrzeję.

Zwrot

W rzeczy samej poniosłam porażkę.Prawdę mówiąc nie jedną.Biorąc pod uwagę ogrom doświadczeń winien nastąpić zwrot.Na pewno zakocham się na zabój.

niedziela, 1 lutego 2009

Wiersz

Choroba czwartej rano-Agnieszka Osiecka

O czwartej rano,
jak pożar,
budzi mnie ból.
Wstaję.
Czepiając się ścian wchodzę do łazienki.
Wątpię w istnienie Boga,
dobrych ludzi,
ciebie.
Dzwonię do zegarynki.
Jest.

(Agnieszka Osiecka)

sobota, 31 stycznia 2009

Unikat

Gdy dotarłam do Płocka poczułam,że to miasto z historią. Piękne, położone nad Wisłą oferuje mieszkańcom wiele atrakcji. Tutaj-myślę,patrząc na zabytkowy budynek,siedzibę sądu ,nasz Pan Premier Pawlak rozwiódł się,tutaj-pomyślałam,patrząc na wielkie drzwi zakładu karnego ,popełnili samobójstwo zabójcy Olewnika.Na koniec odnalazłam zabytkowy budynek,siedzibę prokuratury gdzie ostatnio gościł Zbigniew Ziobro. Smutno mi,bo mnie tam nikt nie witał z kwiatami, hasłami uwielbienia, na transparentach. Jednak, z drugiej strony,unikatem przecież nie jestem.

piątek, 30 stycznia 2009

Toń

Są kolejki do lekarzy,bo pacjenci bardziej zaczęli dbać o zdrowie stwierdziła Minister Zdrowia Ewa Kopacz. Analogicznie-większa liczba przestępców oznacza,że więcej przestępstw jest wykrywanych. Jak mi przykro, że nie pomyślałam o tym wcześniej. Rozumiem jednak,że tak głęboka myśl mogła zrodzić się tylko w umyśle ministra naszego rządu.

czwartek, 29 stycznia 2009

Serce

Serce nie sługa.Zakochałam się.Proszę się nie śmiać,bo to poważna sprawa. W dziennikarzu się zakochałam.Fajny jest, taki milutki. Uśmiech ma ładny i głos cudowny.Elokwentny jest i inteligentny jest, przystojny jest i seksowny jest. Może jeden malutki minusik ma-siedzi w tym szklanym okienku i wcale mnie nie słucha.Powiedział,że facet też musi mieć swoje miejsce. No trudno, przynajmniej mam go na oku.

środa, 28 stycznia 2009

Rozbrat

"Prokuratorzy, zamiast myśleć o podwyżkach, powinni zająć się przebudową prokuratury i dobrą pracą. Oni już w tej chwili zarabiają więcej, niż powinni. Trzeba w końcu zerwać z powiązaniem pensji sędziowskiej z prokuratorską. Dla takiego łączenia nie ma żadnego uzasadnienia. "
Wpowiedź prof.Hołdy zbulwersowała prokuratorów. Jaśnie oświecony pan mecenas wraz z nadejściem nowego Ministra Sprawiedliwości dostał wiatru w żagle. Ktoś lub coś dało mu prawo do oceny ile możemy zarabiać. Czemu nie zajrzy na swoje podwórko. Adwokaci zarabiają dziesięciokrotnie więcej a potem żerują na swoich klientach przedłużając sprawę,bo za każdy termin otrzymują dodatkowe pieniądze,na sali zachowują się skandalicznie,im głośniej,hałaśliwiej,im więcej krzyku i zamieszania tym lepiej.Ciemny ludek pomyśli, że adwokacina się stara a on merytorycznego nic do sprawy nie wniesie,nawet często przepisów nie zna, nie mówiąc o zmianach czy orzecznictwie.Pokrzyczy, wkurzy sędziego a klientowi powie starałem się ale ten sąd taki surowy.Tylko dwa przykłady-zgwałcona dziewczynka a obrońca oskarżonego opowiada kawał jak to dziewczynka niosła spermę do banku spermy i drugi wypadek, nietrzeźwy kierowca zabił kolegę-obrońca oskarżonego że winny jest denat,bo po co wsiadał do auta z pijanym. Adwokaci z urzędu to już katastrofa,za wyjscie na salę mają 800 złotych a potem dosłownie śpią najlepsze, otwierają oczy namowy końcowe by rzec proszę o łagodny wymiar kary.Żeby tak profesora Hołdę zaprosić do prokuratury,niech by pojeździł z nami na zdarzenia o czwartej nad ranem, niech by tak pooglądał zwłoki w melinach, na ruchliwej drodze, w mrozie, w upale, rozkawałkowane ciała albo rozpadających się wisielców, niech by tak posiedział z nami,nie dostając oczywiście za to żadnych dodatków, w weekendy albo odbierał co godzinę telefony od policji z pytaniem co mamy robić, niech by tak porozmawiał z wiecznie niezadowolonymi,chorymi psychicznie interesantami a może któryś tak jak Olewnik przyłożyłby mu w ramach rozładowania frustracji. To skandal i kompromitacja.Rzeczpospolita zamieszcza artykuł o prokuratorach a oceny ich pracy dokonuje sfrustrowany adwokat,któremu odmówiono stanowiska sędziego sądu okręgowego a który najchętniej po naładowaniu kieszeni w kancelarii adwokackiej przeszedłby do sądu,by sobie ciepłą emeryturkę wyrobić a najlepiej to jeszcze skłócić prokuratorów z sędziami. A to hołda jedna!

Porównania

Jak od rana tak do wieczora.Może deja vecu,ale żeby tyle razy.

W pracy-Wódz ogłasza stan spoczynku.
W domu-Jarosław Kaczyński przechodzi na emeryturę.

W pracy-Wódz jest milszy.
W domu-Jarosław Kaczyński zmienia image.

W pracy-Wódz zmienia front, czeka na podwyżki.
W domu-Jarosław Kaczyński przejdzie na emeryturę, ale po 65 roku życia

W pracy-Wódz ma zawsze rację, praca jest jak wojsko.
W domu-Jarosław Kaczyński rządzi PiS-em jak azjatycką satrapą.


Dwa świry zagubione w demokracji. Oby im tylko delfinki nie powyzdychały z pragnienia władzy.

wtorek, 27 stycznia 2009

Oszczędności

Nadszedł kryzys.Oszczędności jak zwykle należy rozpocząć od maluczkich. Na pierwszy ogień rzucono policjantów którzy łatać będą dziurę budżetową oddając prawo do wcześnejszych emerytur. Tuskowa strategia nie trzyma się kupy.Z jednej strony Czuma ze swoimi idiotycznymi pomysłami o powszechnym dostępie do broni z drugiej masowy wymarsz doświadczonych funkcjonariuszy na emeryturę. Zostaną studenciki, Tusk może nie wie,ale oni za marne grosze nie zamierzają brudzić sobie rączek.Kto będzie następny? Pielęgniarki, Nauczyciele!Poświęćcie swoje pensje!Załatajcie dziurę budżetową... inaczej wkroczy PiS ze swoimi hasłami bezpieczeństwa i ja będę absurdalne i niemoralne statystyki tworzyć mnożąc sprawy dla dobra już nie wspólnego tylko Ziobry i Kaczyńskiego. Oj, te polskie dylematy.
Na pocieszenie, moich kochanych nauczycielek, żart:emerytowana nauczycielka obładowana zakupami idzie ulicą. Nagle z piskiem opon podjeżdża nowiutki mercedes:- Proszę pani! Pamięta mnie pani?! To ja, pani uczeń! Podwiozę panią!- Och Adasiu, poznałeś mnie po tylu latach?- Nie, panią nie, ale pani płaszczyk tak!

Nosowska

Jeszcze zima, ptaki chudną,

chudym ptakom głosu brak.

W krótkie popołudnia grudnia

w białej chmurze milczy ptak.

Jeszcze zima, dym się włóczy,

w wielkiej biedzie żyje kot

i po cichu nuci, mruczy:

kiedy wróci trzmiela lot...


Pod śniegiem świat pochylony,

siwieje mrozu brew.

To pora zmierzchów czerwonych,

to pora czarnych drzew.

A wiatr w kominie śpi, bo ciemno.

A ja? Co ja? Co będzie ze mną?

Jeszcze oczy ci rozjaśnia

moje słowo i mój gest.

Jeszcze świecę ci jak gwiazda,

ale to już nie tak jest.

Jeszcze tyle trzeba przebyć

niewesołych, bladych zim.

Czy nam zimy wynagrodzi

letnich ognisk wonny dym?

Pod śniegiem świat pochylony,

siwieje mrozu brew.

To pora zmierzchów czerwonych,

to pora czarnych drzew.

A wiatr w kominie śpi, bo ciemno.

A ja? Co ja? Co będzie ze mną?

(Jeszcze zima-Agnieszka Osiecka)

http://pl.youtube.com/watch?v=ostF-Qny1hs&feature=related

poniedziałek, 26 stycznia 2009

Middlesex

Middlesex-Jefreya Eugenidesa to opowieść o genie, który ujawnia się w trzecim pokoleniu.Historia hermafrodyty.Książka arcyciekawa,sprowokowała mnie do rozmyślań o moim rodowodzie. Zawsze twierdziłam,że odziedziczyłam po rodzicach same najgorsze cechy. Żeby się nie użalać wymienię tylko dwie, po ojcu-nadwrażliwość objawiającą się nadmierną projekcją, po matce-wrzodem na tyłku wyskakującym z powodu stresowych sytuacji. Siostry jakby na tym dziedziczeniu lepiej wyszły, choć i one narzekają. Podczas doraźnych spotkań zwanych "kółkiem różańcowym" przy wcale niedoraźnych "wściekłych psach" gdaczą jak kury o niewygodnej spuściźnie rodziców. Znalazły winowajców nadwagi.
Solidarnie powielamy też losy naszych babć, dziadków i rodziców o czym mowa w naszym reportażu, który zdecydowałam się przytoczyć, w nadziei,że nikt tego jednak czytał nie będzie.Jej portret

Jesteśmy siostrami. Wychowywałyśmy się w jednym domu rodzinnym. Mamy tę samą matkę i ojca. Wpojono nam te same wartości. Spotykamy się w wolnej chwili, by podzielić się swymi sukcesami i porażkami. Wspólnie szukamy najlepszych rozwiązań w trudnych dla nas sytuacjach. I właściwie to nawet nie ta troska i pomoc nas tak bardzo zbliża, ale świadomość, że mamy siebie, że jest ktoś na kogo można liczyć i z kim można się tym wszystkim podzielić. Chociaż jesteśmy w różnym wieku i nasze życie poukładało się inaczej to jest coś co nas łączy - wszystkie jesteśmy kobietami i wszystkie staramy się odnaleźć szczęście, a może tylko spokój…
W niedzielę znowu miałyśmy siostrzany wieczór. Każda opowiadała o minionym tygodniu.

AŚKA
Ciemnowłosa kobietka, najbardziej podobna do mamy, troszkę po trzydziestce z dwoma fakultetami na koncie i z własną rodziną, dwóch synów 7dmio i 15latek. Nauczycielka.
Jak mówi, każdego dnia do dwudziestej jest sama, do lekarza z dziećmi idzie sama, na ślubowanie młodszego sama. Nigdy nie jest pewna, czy jej mąż wróci do nich z pracy, czy nie zacznie od kłótni, czy położy się i będzie udawał, że go nie ma. Czasem nie wraca, bo się zdenerwował. Sama nie wie, czy to, co wtedy czuje to ulga? a dzieci? Na szczęście daje pieniądze. Jej pensja wystarcza tylko do dziesiątego. A dzieci powinny uczyć się języków, starszy musi dostać aparat na zęby. Ciągle zastanawiam się jak długo starczy jej na to cierpliwości. Przeszła depresję, taka prawdziwą. Pełno w niej niezgody na to co jest.

Poniedziałek
Aśka wie, że jej powrót do zdrowia zależy od atmosfery w domu. Czuje się źle, ciągle jest jej niedobrze, a do tego jeszcze poczucie, że zmarnowała życie, a czas tak pędzi. Coś jest nie tak z prolaktyną. Robi rezonans. Wynik pokaże przyczynę problemu. Po szkole ugotuje obiad, i pomoże dzieciom w lekcjach. Młodszego jeszcze trzeba zawieźc na angielski i odebrać. W drodze powrotnej wstapią do pijalni czekolady. Synek dostał dziś od pani „uśmiech” zasłużył na nagrodę.

Wtorek
To będzie straszny dzień w pracy. Po południu sprawdzi klasówki dwóch klas. Starszy denerwuje się swoim sprawdzianem. Zapowiada się długi i męczący tydzień. Nie chce jej się o tym myśleć. Dzieci idą spać, ona czyta do późna. Męża nie ma, nie wrócił dzisiaj na noc.

Środa
No i masz, kolejne zmartwienie, zmarła opiekunka młodszego. Jakie to niesprawiedliwe, miała tylko pięćdziesiąt lat. W pracy sześć trudnych godzin z równie trudną młodzieżą. Nie może się doczekać kiedy ten dzień minie. Potrzebuje trochę czasu dla siebie, trzeba też doprowadzić mieszkanie do porządku. I odrobić lekcje z młodszym, trochę czasu upłynie, zanim będzie je robic sam.

Czwartek
Aśka czuje napięcie w całym ciele. Zastanawia się jak sobie kiedyś radziła ze stresem? Rozmyśla, jak to będzie za dwa lata, gdzie będzie pracować, jak będą wyglądać jej kontakty z mężem? Czy będą nadal razem? Coraz trudniej to sobie ułożyć. W jej planach na przyszłość nie ma męża. Tak zresztą, jak nie ma go w ich życiu od jakiegoś czasu. Postanawia, że będzie uczyć w tej samej szkole, za kilka miesięcy skończy trzeci kierunek, starszy zostanie licealistą, młodszy – marzy- będzie świetnie mówił po angielsku. W tych swoich planach jest szczęśliwa. Planuje czas na kawę z koleżanką.

Piątek
Cały dzień z młodszym i ospą wietrzną w domu. Aśka uświadamia sobie, jak dużo traci z jego dzieciństwa, czas ucieka między pracą a domem. Ustawianie samochodów i przyklejenie taśmą, żeby nie odjechały to fajna zabawa. Mąż przed telewizorem. Późnym wieczorem sprawdza zaległe prace uczniów. W przyszłym tygodniu trzydniowy kurs od środy po południu.

Sobota
Starszy od trzech dni bez apetytu. Aśka zastanawia się - amfetamina czy pierwsza miłość?! Starała się go przygotowac do samodzielności. Wydaje się dojrzały. Czy sprawdzi się jej wychowywanie? Młodszy też potrzebuje uwagi, czy będzie uważna za dwoje?

Niedziela
Spojrzenie w lustro uświadamia jej, że czas ucieka, 36 lat i siwe włosy. Wizyta u fryzjera we wtorek. Dziś za to imieniny Julii, wieczorem spotka sie z siostrami. Pojedzie, choc to 70 km na spotkanie. Opowie, co u niej słychac.

JULIA
Szczupła, delikatna, krucha i ładna 30stolatka (wygląda młodziej). Ma za sobą nieudane małżeństwo i kilka niezbyt trafionych romansów. Dzieci nie ma. Trochę znerwicowana. Z zawodu prokurator.
Dni spędza w pracy, popołudniami zaszywa się w domu lub spaceruje. Lubi oglądać filmy i słuchać jazzu.
PoniedziałekOtwierają się drzwi. Znajomy funkcjonariusz prosi o legitymację. Zostawia telefon komórkowy. Następne drzwi, brama i długi korytarz ogrodzony siatką. Kolejny funkcjonariusz sprawdza legitymację. Przejście do pokoju przesłuchań, wyjmuje akta. Wchodzi młody chłopak, 19lat. Przedstawia mu zarzut ucieczki z zakładu. -Dlaczego uciekłeś? – pyta. -Do dziewczyny. Musiałem sprawdzić czy na mnie czeka - odpowiada tamten. Proponuje karę bezwzględną. Chłopak prosi o zawiasy, ale mu nie ustępuje. Ostatecznie chłopak się godzi. Następny. Za co karany? Z „dziesiony” (to dawny rozbój). Nie przyznaje się, nikogo nie bił wyjaśnia. Julia słucha i protokołuje, w końcu zaczyna zadawać pytania. Ten plącze się w wyjaśnieniach, staje się agresywny. Julia podnosi głos. -Ale ja pani prokurator naprawdę nikogo nie pobiłem, to on zaczął a ja będę tu siedział do usranej śmierci – mówi z wyrzutem aresztowany.Za bramą oddycha głęboko. Las, świeże powietrze. Tydzień temu przestała palić. Nareszcie może poczuć zapach wiosny, ale zapalić też by się przydało. Czuje się zmęczona. WtorekStoi przed drzwiami. Na podłodze po jednej stronie torba z zakupami, po drugiej teczka wypchana aktami. Szuka kluczy. Otwiera drzwi i z ulgą wchodzi do mieszkania. Szybko się przebrać, coś zjeść i na siłownię. Przedtem odsłuchuje automatyczną sekretarkę: „Nie masz honoru, zmarnujesz życie mnie i jemu. Myśl dziewczyno.” Julia opada na krzesło i myśli. Nie idzie na siłownię. Kładzie się do łóżka i przykrywa głowę kołdrą, chce zasnąć i nie myśleć. Przeczekać. ŚrodaNatrętny dzwonek do drzwi. Zrywa się na równe nogi, zegarek, wskazuje za 10 siódma. To mama: -Jak się czujesz? Dlaczego nie dzwonisz, nie przychodzisz? -Nie mam czasu – odpowiada Julia. Chce by zostawić ją w spokoju. Już dwa lata po rozwodzie, już jej przeszło, zapomniała, nie myśli o nim. Jest przecież Norbert. Zastanawia się, czy dobrze robi: facet o 13 lat starszy, żonaty. Z zamyślenia wyrywa ją pytanie: -Pani prokurator jakie wnioski? Powrót do pracy. W domu znowu będzie rozmyślac. CzwartekDzwoni Małgosia. Szczebiocze cały ranek. Dobrze, że nie ma wokandy. Wszystkie w ciąży. Jakie wszystkie, przecież Julia nie. Burczy coś lub w ogóle nie odpowiada. Nareszcie skończyła... Niech rozmawia z tymi, co w ciąży. To Julia chciała mieć dziecko, nie ona. Dzwoni Norbert. Przekonuje, że on też chce dziecka, to co, że ma już dwoje, są już dorosłe. Tylko jak to zrobic, mieszkają 500 km od siebie. Ona się nie przeniesie, a on z sądu nie odejdzie. Norbert twierdzi, że będzie dobrze, choć z żoną nie rozmawiał. Mówi, że wyprowadzi się z domu, ale ona wie, że to dla niego trudne. Julia waha się. Wchodzac do wanny powtarza ze złością: "to trudne". Kąpiel uspokaja. Fajnie jej samej. Za chwile przeczyta w gazecie o pokoleniu egoistycznych trzydziestoletnich. Później włączy "Buntownika z wyboru” i rozpłacze się. PiątekJulia siada przy laptopie. Jest 22.00. Miała napisać apelację. Napisze w sobotę. Asia jest na gadu-gadu. -Asiu co mam robić? Czy mogę rozbić czyjeś małżeństwo? Oni przecież mają dzieci, ślub kościelny. Przecież przyrzekałam, że ja tego innej kobiecie nie zrobię, wystarczy, że mi zrobiła… - Myśl o sobie... - odpowiada Asia. Po co pytała? Wszystkie opłakiwały z nią jej sześcioletnie małżeństwo, wie, że chcą tylko jej szczęścia. Znowu telefon. Kocha ją, całuje, zadzwoni, by powiedzieć dobranoc. Julia się złości. Chce, żeby zostawił ją w spokoju. Tylko ta samotność… A dziecko? Przecież tak o nim marzy... Czy ona nie ma prawa do szczęścia. Chwilę później wysyła mu smsa: „Kocham Cię”.
SobotaNareszcie święty spokój. Przeciąga się, jeszcze w piżamie. Telefon: -Dzień dobry. Tu dyżurny. Pani prokurator. Był wypadek na siódemce. Przyjechać po panią? Policjant będzie za 10 minut. Zimno. Ogląda zwłoki. Młodzi ludzie. Szkoda. Robi swoje i prosi by ją odwieziono. Jest już 15.00. Prosi Norberta, by przyjechał. Ten nie może, za daleko. Czeka ją kolejny samotny wieczór. Na szczęście Małgośka wpada jak burza i wyciąga ją do kina-Widziałam twojego byłego, jest szczerbaty i łysy. Trzeba to opić - mówi. NiedzielaObiad u mamy. Julia przynosi tort. Słucha piosenek, toastów i życzeń. Od mamy słyszy ostrzeżenie. Nie pij.. Przecież nie pije Codziennie drink na poprawę humoru albo piwo. Eee.. da sobie radę, przecież tak duzo nie pije, mama przesadza. Jutro zero alkoholu. Proponuje przenieśc sie do jej mieszkania.

KIKA
Naprawdę Karolina, ale od zawsze mówimy na nią Kika. 26 lat. Rok temu wyszła za mąż. Planują dzieci. Marzy im się dom z ogrodem, już kupili działkę. Karolina robi staż w szpitalu i przygotowuje się do LEP -u. Wrażliwiec. Dni spędza w szpitalu. Popołudniami uczy się, albo wspólnie z mężem gotuje. Czuje się szczęśliwa.

PoniedziałekCzyta ginekologię. Chce już mieć dziecko. Zawsze, gdy otwiera tę książkę, wyobraża sobie, jak będzie wyglądało. Chyba już jest gotowa zostać mamą. Już wie, że weźmie, co dadzą: chłopiec, dziewczynka, zdrowe czy chore. Już się nie boi, że będzie grube jak rodzice. Tylko, że jak zda ten przeklęty egzamin, będzie musiała na jakiś czas zapomnieć o dziecku. Najpierw praca. Przynajmniej przez rok. Ale gdyby tak nie zdała….
Wtorek
Jeszcze tylko parę dni. Chce zdać. Wszystkie egzaminy zdawała do tej pory na piątki. A zresztą, czym tu się przejmować. Nie boi się o przyszłość. Z pracą zawsze sobie poradzi. Żeby tylko wszyscy byli zdrowi.

Środa Jeszcze tylko ten jeden cholerny egzamin i będzie mogła naprawdę zacząć żyć. Uczy się już trzy miesiące. Tak naprawdę to już siódmy rok, Sześć lat studiów i rok stażu. Przez te wszystkie lata każdy, nawet najmniej ważny egzamin był stresem. Tym jednym się nie przejmuje. Chyba już trochę dorosła. No i ma Krzyśka.
Czwartek Cały dzień w Warszawie z koleżanką. Tamta po studiach wyjechała do Anglii. Jest architektem. Pracuje w swoim zawodzie. Jest w Londynie już od dwóch lat i ciągle nie może sobie ułożyć życia. Spotykała się nawet z kilkoma facetami, ale to chyba jakiś inny gatunek, na pewno inna kultura. Tamta zazdrości, że ona ma już wszystko poukładane. Rok temu, gdy wychodziła za mąż, to ona zazdrościła tamtej, że może jeszcze tyle zrobić, tyle zobaczyć, spotykać się ciągle z nowymi ludźmi. Teraz już nie zazdrości. Ma naprawdę fajne życie. Jest szczęśliwa. Tylko boi się głośno o tym mówić. Obawia się, że za łatwo jej to przyszło i czasem w głowie przemyka myśl, że kiedyś i ona będzie musiała za ten spokój zapłacić.
PiątekCzyta onkologię. Ciągle się martwi, że ktoś bliski zachoruje. To chyba największy minus tych studiów i tego zawodu. Najchętniej by wszystkich sama przebadała, żeby mieć pewność, że nic im nie jest. Planuje zrobić kalendarz badań profilaktycznych. Na razie obdzwania i wypytuje wszystkich, czy nie mają niepokojących objawów.
SobotaKrzysiek jest najlepszym mężem na świecie. Ona się uczy, on sprząta i gotuje. Na dodatek robi się coraz przystojniejszy. Albo to ona jest coraz bardziej zakochana. Myśli, że będą szczęśliwi. Musi im się udać. Jest im ze sobą coraz lepiej. Głupio jej o tym opowiadać, nie chce chwalic się swoim szczęściem. Zawsze któraś przeżywa mniejszą lub większą tragedię. Mysli, że kiedyś wszystkie sobie ułożą to życie. Oczyma wyobraźni widzi, jak się spotykają na kawie i śmieją jak kiedyś w dzieciństwie.NiedzielaJulia ma imieniny. 2,5 godziny w jedną stronę, ale warto było. Już dawno się tak nie wyśmiała. Karolina wspomina, jak Asia robiła kiedyś kaszę na mleku. Zawsze zostawiała grudki. Dzisiaj Asi syn ma 15 lat - tyle co ona wtedy. Ciekawe czy w ogóle wie, jak się robi kaszę na mleku? Patrząc na siostry Karolina czuje, ze bardzo chce, żeby sobie wszystko poukładały. Żeby wszystkie mogły mieć normalne życie, dzieci, prace…


JA
Ania. 24 lata kończę za miesiąc. Magister filologii. Licencjat z języka. Nauczycielka. Kilka nieudanych związków, romansów, zawodów... Dzień mija mi w szkole. Uczę angielskiego od dwóch miesięcy. Później też nie mam na nic czasu - pisanie planów wynikowych, sprawdzanie prac, bieganie na ksero i czasem na obiad do mamy.

Poniedziałek
Czuje się jak bohater filmu „Dzień świra”, budzę się ze słowami „orzesz k……”. Nowy tydzień. Na 6 lekcji tylko jedna z normalną klasą. 3 z moją – już się boję. Ale i tak jest lepiej niż na początku. Pierwszy tydzień w szkole był najdłuższym, jaki miałam w życiu. Myślałam, że nie dam rady, wracałam z płaczem do domu. Tymczasem mija drugi miesiąc i z każdym dniem jest lepiej. Czasami tylko wołam na ratunek dyrektorkę. W piątek obroniłam prace magisterską na filologii. Ale stres, w życiu się tak nie bałam. Fajne uczucie znaleźć się w gronie magistrów. Wszyscy mi gratulują. Jednocześnie dowiaduję się, że dostałam się na uniwerek, na studia uzupełniające z języka. Yuppie!!! Muszę tylko poprosić dyrektorkę o zmianę planu, bo zajęcia będą w czwartki. Sprawdzam prace. Marzy mi się whisky z cola, ale... najpierw praca.

Wtorek
Rozmawiałam z dyrektorką, powiedziała że zobaczy, co da się zrobić. Oddycham z ulgą, jednak za pół godziny słyszę, że nie zmieni planu... pani dyrektor sugeruje rezygnację ze studiów. Obdzwaniam dziewczyny. Mówią, że jeśli mam rezygnować, to lepiej z pracy, nie ze studiów. A staż? Koleżanki odradzają odejście z pracy. Zastanawiam się, co zrobić. Znowu cała się trzęsę i wszystko leci mi z rąk. Nie mogę spac, koło północy zapada decyzja: jutro składam pisemną prośbę o zmianę planu, w alternatywie rezygnacja z pracy.

Środa
Dyrektorka odpisuje niemal od razu. Przychyla się do prośby o rezygnację. Rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. Do końca miesiąca mam urlop. Tyle mi się należy. Ostatniego dnia odebiorę świadectwo pracy i po wszystkim. Już się nie zastanawiam, czy dobrze robię. Myślę, co robić dalej. Zacznę szukac nowej pracy. Nie bedę żyć ze statusem bezrobotnej. Muszę opłacić wynajęte mieszkanie. Nie wrócę do mamy, przyzwyczaiłam się już do niezależności, do samodzielności też.
Jeszcze na początku miesiąca miałam chłopaka, pracę, mieszkanie, studia. Było za dobrze. Można było przewidzieć, ze zacznie się psuć, ale żeby tak lawinowo?! Lepsze jutro było wczoraj. Samotny wieczór – wykorzystuję go na wieczór urody- kąpiel, depilacja itd. Cisza, spokój. Ja i moje myśli.

Czwartek
Jadę do szkoły. Jest fajnie. Znowu dorośli ludzie. Znowu seminarium magisterskie i przygotowanie do pisania pracy dyplomowej. To już trzecia. Cieszę się, że studiuję.
Wieczorem odwiedzam Kaśkę i Edytę. Chłopak pierwszej jak zwykle mi dokucza, że nie mam nikogo. Jakby od tego zależało moje szczęście. Odpowiadam mu, że mam ważniejsze sprawy na głowie. Druga chwali się, nowo poznanym chłopcem. Chyba się zakochała. Gratuluję jej i szczerze cieszę się jej szczęściem. A niech ma. Wychodzimy na dyskotekę, tam spotykamy jeszcze koleżanki z roku. Dołącza Rafał. Jest miły. Pijemy i tańczymy jest dobrze.

Piątek
Wracam do domu. Zdążyłam dziś jeszcze pokłócić się z mężem Asi. W ramach podziekowania za pilnowanie młodszego zrobił mi awanturę. Trudno z nim rozmawiac. Szkoda jej.
Cholibka, jutro wesele koleżanki. Nikogo nie udało mi się zaprosić. Nawet Leny, moje wyjście awaryjne, ma już dziewczynę wiec odpada. Inni albo nie mogą albo nie chcą. Chyba pospieszyłam się z rozstaniem z Przemkiem. Niedobrze zrobiłam? Na ostatniej imprezie zatańczyłam trzy razy resztę przesiedziałam, bo on gdzieś chodził. Po co komu dzieciak, dla którego sensem życia są gry komputerowe?! A może to ja się zestarzałam. Zawsze trochę odstawałam od rówieśników, unikałam głupawych zabaw. Decyzja - idę sama na wesele, bedzie dużo znajomych, jakoś przetrwam, najwyżej wcześniej wyjdę.
Tymczasem samotny wieczór. Dziś mi mniej radośnie.

Sobota
Do południa sprzątanie. Nie było na to czasu, gdy pracowałam. Znowu boli mnie głowa. Myślę, że to cos poważnego, bóle pojawiają się coraz częściej i stają się coraz bardziej uciążliwe. Po południu fryzjer i kosmetyczka, znajome ze szkoły, i na wesele. Zastanawiam się, co będzie dalej. Czarno to widzę. Ciężko mi będzie się zaczepić sie w szkole, to prawie listopad, nawet nie ma, gdzie szukać w tej mieścinie. Mama obdzwania znajomych. Zacznę znowu biegać z podaniami. W urzędzie pracy ofert brak...
Po powrocie z wesela zasstaje Karola na gadu–gadu. Moja wielka miłość. Zostawił mnie dla swojej pierwszej dziewczyny. Po dwóch latach nawiązuje ponownie kontakt. Nadal z nią żyje. Ma przyjechać na tydzień do Polski. Chyba nie chce go widzieć. Wolę go jako wirtualnego kumpla. Rozmowa przeciaga się do dwóch godzin.

Niedziela
Cierpie na chorobę filipińską po weselu a dziś szykuje się kolejna impreza. Doprowadzam się do ładu. W międzyczasie dzwoni dyrektor jednej z pobliskich szkół, chce mnie zatrudnić na pół etatu. Trzeba dojeżdżac ok. 15km. Ale lepszy rydz niż nic. Wpadam do mamy na niedzielny obiad Jest Kika i Krzysiek, Asia z dziećmi, bez męza. Na obiad przychodzi Julia z tortem. Śpiewamy „sto lat” i wspominamy dawne czasy. Później idziemy do jej mieszkania. Dzieci zostaną dziadkami.
Wspólny wieczór i każda z nas opowiada o sobie. Mamy kupę śmiechu. Szczególnie, kiedy Karolina opowiada zabawne momenty z życia z Krzyśkiem. Farciara! Kika jest szczęśliwa i chyba trochę się tego wstydzi. Ale my cieszymy się razem z nią. Potem robi się smutniej, Asia opowiada o sobie, Julia radzi sie jeszcze raz, co byśmy zrobiły na jej miejscu. Ja, no cóż, przyznałam się, że zaczęłam szukać faceta w Internecie – desperacja czy nowoczesnośc ?? Najlepsze jest wspólne szukanie rozwiązań. Każda ma pełno pomysłów. Katharsis, nie ma co. Zgadzamy sie w jednym – wszyscy normalni faceci są albo zajęci, reszta jest nic niewarta. Tym wnioskiem kończymy rozmowy i oglądamy dwa odcinki serialu „Gotowych na wszystko”.
Takie jest życie...

niedziela, 25 stycznia 2009

Liryka

Czasem jest pełno ludzi po to
aby głębsza była samotność
tak bardzo jestem sama
że nawet mnie ze mną nie ma
może sprosić wróble okruchami
może zmarłych odpoczywaniami
wierna tylko noc i ciemność
obiecuje że zostanie ze mną

("Wieczór" Anna Kamieńska)

Kapitulacja

Poddaje się.Przytłoczył mnie dzień.Ranek i popołudnie spędziłam w pracy. Przed wyjściem słuchałam Kuźniara.Wesołkowaty dziennikarz rozmawiał z zabójcą-autorytetem dla tych, którzy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce.Ci, z którymi ja, z racji wykonywanego zawodu, zmuszona byłam rozmawiać działali w swoim interesie.Państwo nie dało im pracy, nie zdobyli zawodu, nie mają pieniędzy, postanowili działać. I o ten sposób działania chodzi. "Kuźniarowski autorytet" pociął ciało i wrzucił do rzeki, ci we Włodowie bijąc i kopiąc pozbyli się niewygodnego sąsiada, "moi" przystawili nóż do gardła kobiety a następnie zabrali, co im się należało. Kapituluję do poniedziałku. Następny tydzień rozpocznę buntowniczo,od niezgody na taki sposób działania pocieszając się sentencją Pitagorasa: skrżysz się, że znosisz krzywdy, niesprawiedliwości. Pamiętaj,że największym nieszczęściem jest jej wyrządzanie.
Jednak przerwę od telewizyjnego bełkotu postanowiłam przedłużyć.

sobota, 24 stycznia 2009

Jekzmanione

Wsłuchiwałam się dziś w wypowiedź Korwina Mikke.Bredził jak oczadziały o powszechnym dostępie do broni.Aż ślinotoku dostał, tłumacząc, jak to powszechnie z broni korzystają przestępcy.Telefon wybawił mnie od Korwina Mikke.Czterech gówniarzy o łącznym IQ 80 okradło sklep przystawiając kobiecie nóż do szyi.Zastanawiam się,gdyby tak dać sprzedawczyni broń i sprawców wyposażyć,pewnie by się nawzajem wystrzelali.Korwin Mikke ,zadowolony z siebie, rzekł by nulla iniuria est,quaein volentem fiat -nie wyrządza się krzywdy chcącemu.

piątek, 23 stycznia 2009

Idylla

Choć szaro i smutno na dworze cała jestem w skowronkach. Ale będzie dobrze,to się nam trafił Minister Sprawiedliwości-myślę.W sądach więcej sędziów.W prokuraturach będzie chciało się chcieć a adwokatura otworzy swe podwoje dla milionów absolwentów prawa. Maniakalnie rozwijam wizję rozwiązania Prokuratur Apelacyjnych i Okręgowych.To nic,że w ciągu siedmiu lat mojej pracy było 7 ministrów.Z nadzieją patrzę w przyszłość. Jak powiedział Ludwik Hirszfeld: nadzieja matką głupich?Przeciwnie,nadzieja matką tych, którzy nie boją się rzucać myśli w daleką przyszłość.

Hipochondria

Jest wszechobecna w mojej rodzinie.Dawniej babcia narzekała na chodzące po ciele mrówki,co oznaczało, ni mniej ni więcej tylko drętwienie członków.Mama odwiecznie cierpiała na migreny.Siostra dopatrywała się u swoich synów,zależnie od okoliczności,Zespołu Downa albo ADHD.Odkąd dorobiliśmy się w rodzinie lekarza, wszyscy chorujemy równo,choć w zasadzie,by korzystać, równo powinniśmy schodzić z tego padołu,bo to patomorfolog.Jest jak jest.Ja na razie odkryłam u siebie paranoję.Podejrzewam lokalną społeczność o celowe zatruwanie mi życia. Lekarstwa brak.

czwartek, 22 stycznia 2009

Gawiedź

Gawiedź mnie atakuje.Werbalnie i pozawerbalnie.Nic by w tym dziwnego nie było gdyby nie treść przekazu.Werbalny: a to,że sąsiad kołki na jego ziemię przerzucił,że mu drzewo ściął,motyką pogroził.Pozawerbalny przekaz zwala z nóg.60-letni mężczyzna zdejmuje przede mną kalesony, by mnie oświecić-pokazać siniaka wielkości dwóch milimetrów.Nie wiem czy mam się czuć zaszczycona czy zażenowana.

Zrezygnowana przyjmuję następną delikwentkę.Intensywny zapach potu wywołuje odruch bezwarunkowy.Gotowa jestem zakończyć rozmowę przed jej rozpoczęciem.Paniusia zdejmuje płaszcz i wygodnie sadowi się na krześle.
-Co się stało-pytam?
-Bo mnie mąż z domu wygania.
Przejęłam się, więc dociekam.-A to co pije, awanturuje się.
-Nie-odpowiada.Mieszkamy w osobnych izbach, ja już żyję z innym.
To nieładnie robi, myślę.Głośno pytam-a dzieci państwo macie?
-Z nim to pięcioro, ale wszystkie w domu dziecka a z drugim dwoje chowam.

Sprawiedliwości oczekują.Jestem pewna,Ziobra warci.On to by oszołomił i świat naprawił w 24 godziny. A ja...cóż ja, słucham i oczy szeroko otwieram ze zdziwienia,że w takiej Polsce żyję.

Archiwum bloga

Obserwatorzy