niedziela, 10 października 2010

między zmysłem a ciałem

czy można wspinać się na ostrze

gnając złudzenia mandragory

gdy w dole zgniłej ryby ości

wyziewem wchodzą w życia nozdrze



twórca ludzkiego niespełnienia

w kulturze upatrywał wiary

nie w zjednoczeniu nieba z ziemią

ale w energii ziemskiej miary



nie byt porozrzucanych spoiw

co łudzą strawą wieczną

ale niepokój co pozwala

siły nabierać w nadczłowieku



nic to co w grobach się rozkłada

choćby pamięcią przysypane

nie powie woli gdzie się skłaniać

czy w górę wzlecieć czy być w dole



nie może się rozkleić ciało

na to co ludzkie i to co boskie

więc za pokutę ma niestałość

a za nagrodę wolną wolę



tyranii słów ulec to polec

w wielkiego świata rzeczach małych

być jak ten obrót w zamkniętym kole

spalać istotę myśli śmiałą



bezradność z jaką przyszło patrzeć

na świat co pustką się mozoli

zagadkę daje jedynie ciału

zmysły uwalnia zaś z niewoli.

piątek, 8 października 2010

można się poezją przystroić jak rosą

można się poezją przystroić jak rosą
każdego ranka gołe stopy obmywać w naturze
lecz gdy słońce wysoko wzejdzie
będzie jedynie biedakiem,który bez butów spaceruje
a gdy księżyc oświeli wnętrze ziemi stanie się nędzarzem
który nocą ciemną błąka się w przestrzeni
i umiera z wyziębienia i strachu
dopóki nie pojawi się człowiek
z którym przyjdzie iść zwyczajną drogą
bez ułudy trwania w świadomości Boga.

czwartek, 7 października 2010

pamięć

matka moja rozdała już wszystko
rozgarnia powietrze
przykłada do ran suche liście
to dowód istnienia mojej matki
urodzonej w trzydziestym dziewiątym
gdy babcia Felicja zbierała szmaty
skórki od chleba ogryzki
bliska wizji nieszczęścia
chodziła polami nad rzekę
bawiła lalkami z dziećmi
jadła śnieg,którym lepię bałwany
tylko czasem łapię jego płatki
i przykładam do skroni jak lek.

taka mi się widzi przyszłość

nie chce mi się myśleć o tym
co by było gdyby wyszło
w jakie popaść by kłopoty
mogła moja rzeczywistość
raczej to się nie wydarzy
chociaż ciągle mam nadzieję
człowiek dniem i nocą marzy
że z głupoty swej się śmieje

by nadmiarem móc się dzielić
i rozdawać wokół ludziom
to co tak im się należy
taka mi się widzi przyszłość
żeby równość panowała
tym co nie chcą tym co brzydzą
bym głupotę rozdawała
niech się równo ze mną wstydzą

dar ten by im nie zaszkodził
a mnie ulżył znacznie pewnie
wizja moja nazbyt śmiała?
ach,gdy łechce tak przyjemnie.

poniedziałek, 4 października 2010

było

"było"to słowo jedno
było za dzień który minął
przeszłości sedno
skróciło się chwilą
"o było" nie jako wykrzyknik
lecz myśl nagłą prędką
rozstanie na pewno
rozmowę zamkniętą
by mogło być jeszcze
by zdarzyć się chciało
coś więcej coś piękniej
śmielej ciało w ciało
musiało być jednak
to"było" co trwało
w odmętach gdzieś znikło
lecz coś pozostało
więc "było"jest nadal
i może to szczęście
by być było wiecznie
w pamięci zamknięte
bo jakże by było
samotnie niewdzięcznie
gdyby jest było pierwsze
od wspomnienia lepsze.

wtorek, 21 września 2010

pochód

depczą po mnie ludzie
niestrudzenie chodzą
widzę tylko ich buty
ubłocone determinacją
kalosze,szpilki
martensy,oficerki
idą w ciemno
przygniatają do ziemi
uginają nogi pod ciężarem ciała
migrują w przestrzeni
z małych zakątków
do wielkiego świata
z zatłoczonych miejsc
do ślepych uliczek
podkładam się by nacisk był większy
zostawiają ślad dzisiejszy jutrzejszy
czasem płaski i lepki
niekiedy zbyt ciężki dla ciała co leży
jeden zawahał się
postać chwilę stała
przejść obojętnie nad ciałem?-myślała
lecz pośpiech był silniejszy
balans nazbyt duży
wahanie ustało,ruszył
już jest w kolejnej podróży

p-ublika-cja

stałeś w publicznym szalecie
wydalałeś wiersz
mową lekką jak świerszcze
wycierałeś o słuchaczy
efektowną frazą
wpadli w dół kloaczny

kolejnym natchnieniem jak spermą
zalewasz odbiorców słów
podają ci na tacy
wydobytą z dołu żółć.

niedziela, 19 września 2010

patrzę na obraz

patrzę na ten obraz
bez wątpliwości interpretacyjnych
wielka góra i mały lasek
w gąszczu tłumione powietrze
pusta muszla, z której dawno wypełzł ślimak
i zamknięte w drzewie drzwi
patrzę bez obrazy
zielone słońce rudy kamień
wyobraźnia bez skazy
za to rzeczywistość malarzy
wije się jak piskorz
skomle jak zbity pies.

czwartek, 16 września 2010

wymownie

zaczęłam modlić się
ale moja wiara zamiast rosnąć malała
nie do wiary jak słowa potrafią zniweczyć prawdę
może więc należy postępować odwrotnie
słuchałam modlitwy innych
ale to był tylko rytmicznie wypowiadany bełkot
gdy przestałam wierzyć w głębię słowa
uwierzyłam w prawdę jego wymowy.

środa, 15 września 2010

za zamkniętymi drzwiami

jak za zamkniętymi drzwiami
zamkniętej powieki
kryje się oko niewidzialne
czeka na obraz niewidoczny
reaguje na światło niedostrzegalne
słucha natury śpiącej
gdy zetknie się z jawą
niedosyt spojrzy jej w oczy.

poniedziałek, 13 września 2010

zadzwoń za kilka dni

zadzwoń do mnie setny raz
setny raz pokaż jak ci zależy
powierzymy sobie nasz świat
ty mężczyzny ja kobiety
zadzwoń do mnie setny raz
szeptem powiedz wszystko śpi
to jest czas nasz czas błogiej ciszy
potem będzie ten teren zamknięty
obcych ramion i cudzych słów
ten obraz przeze mnie wyklęty
aż znów zadzwonisz do mnie znów
potem będą wyrzuty jak bierki
rozkładane z zapałek na stole
papierosy wódka i żałosne proszę
jeden spazm jeden krok
i czekanie na krótki dzwonek
ostry ton głos nieprzejednany
zdziwienie w pościeli rozłozę
zadzwoń do mnie setny raz
niech w pragnieniach rozpływa się życie
ja i ty idący pod wiatr
i wyrzuty sumienia o świcie
niech się wije to wszystko niech się skręca i drwi
zadzwoń do mnie za kilka dni.

wtorek, 7 września 2010

***

za sierpniem jak za błękitną laguną
ukryje lato przestrzeń
już wrzesień naciąga struną
będą grały skrzypce jesień
rozpuszczą się liście jak listów pełne wiersze
ulecą za pokutą krwawych wiśni
w gorącym pokoju zmysły zwilgotnieją
zaparują szyby nadzieją
ulotna pustka przyśnie z książką w ręku
chustka spadnie z kolan, bez dźwięku
wilgotne usta wyszepczą łagodnie
będą lata upalne będzie także chłodniej
tylko tęsknota uparcie milczeniem zawładnie
zatnie się w sobie nie wypowie
samotność ukryje w pokoju bez okien.

czwartek, 2 września 2010

wieczność

zamrożą nas albo spalą
rozerwą na strzępy realu
powieszą nas utopią
zakopią nas żywcem zakopią
powiedzą,że nie istniejemy
za mało nas było na ziemi
za mali jesteśmy na niebo
za stali na opał na drzewo
jak mumie obłożą bandażem
zasłonią nam ciała i twarze
w gipsowe trumny ułożą
na katafalku położą
i wiecznie będą nas czcili
i wiecznie będziemy tęsknili
i wieczne będzie istnienie
i wieczne świata widzenie.

niedziela, 29 sierpnia 2010

wieszam obrazy jak ludzi

wieszam obrazy jak ludzi
wkładam je do ram
po każdej podróży przybijam gwoździem stan
i ze wzruszenia zamieram
nowy otwiera się widok
cztery kąty i plama
na poniewierkę skazana
błądzę wzrokiem po ścianach

czwartek, 26 sierpnia 2010

do zobaczenia w Pyrmoncie

do zobaczenia w Pyrmoncie

gdzie nawet woda ziewa

w oczekiwaniu i swobodzie

dojrzewać będziemy nieba

za młodzi wciąż na szklane łodzie

będziemy swoją wolność pić

do zobaczenia w Pyrmoncie

chwilo chwil

środa, 25 sierpnia 2010

zamierają palce

już mi nie można pisać o tym
i głupota i wstyd
już nie napiszę mam lat 23
a potem znowu będziesz ty
z ochotą żwawo biegną koty bryk smyk
w zeszycie same samoloty
bombardowanie słychać skrzy się skrzy
a mi nie wolno pisać o tym
czy drwi ktoś jeszcze czy znowu drwi

przysypia nocą chłodną
opustoszałe miasteczko Głodno
na rogatkach za to stadno
imbryk rozpacz leje czarną

w słuchowisku szeptów
puszą się dmuchawce
już nie warto pytać
zamierają palce.

wtorek, 24 sierpnia 2010

jedno zdjęcie

jedno zdjęcie jak równoważnia
słupek rtęci drgawka
minus ujęty w pułapkę zostaje zagadką
biało czarne plamy na prześcieradle
odkrywają drogi przeznaczeń
to co było-zostaje
co jest-umyka jedną sekundą przepołowione
wychodzisz z kadru
autora również zabrakło
czy zdołasz dostrzec tło bez lamp.

niedziela, 22 sierpnia 2010

artyzm i jego ograniczenia

artyzm i jego ograniczenia
nawet na obrazach Brugela nikt nie upada tak nisko.
są takie dziedziny,które bezdyskusyjnie kwalifikują się jako sztuka
do nich należy życie
i tylko twórca wie
czy to jeszcze street art czy już wandalizm.

piątek, 20 sierpnia 2010

za rok o tej porze

za rok o tej porze
będzie jeszcze gorzej
więc lepiej pożyć zaraz
rozłożyć wszystko na raz
niż się rozkładać w czasie
i aż na przyszłe lato
byc ukaranym za to.

sobota, 14 sierpnia 2010

niewierni

wierni gorącym pragnieniom
przypadkiem odkrywamy spokój
na chodniku staruszek rozkłada książki
generał brygady na emeryturze
to, co trzymało nas w garści

bzy

śnieg zasypał latem drogę
grad wybił pięć szyb
na niepogodę dobry jest płaszcz
taka zima tego lata
ta pora roku już też bez wymagań
wiosna zapomniała o bocianim gnieździe
idzie jesień w brunatno czerwonej krwi
może żółtą cytryną zaświeci
a wtedy wszyscy zrobią kwaśne miny
bo czemu nie bzy

piątek, 13 sierpnia 2010

znikasz

znikasz z pola widzenia tych co dobijają targu
autorytetów nie ma
zrezygnowano z zegarków
komórka srebrna połyskliwa zawyje alarmem z filmu
zostało białe jest czarne
i żydokomuna w ustach katolików.

neuron

nie mam niczego do zaoferowania
prócz nicości trwania
ani do powiedzenia
prócz nie trzeba
nie ma we mnie nuty do zagrania
ni ziemi nie ma ni nieba
wola jak piasek w klepsydrze
na dno przesypuje ziarna
wiersz to nie nadzieja a neuron
pulsujący bez pytania.

czwartek, 12 sierpnia 2010

to nie wątpliwość a pewność przykazań

to nie wątpliwość a pewność przykazań
inną drogę dla nas wybiera
tam gdzie się pielgrzym okaże
człowieka nie ma
za mali jesteśmy na te ołtarze
za zwykli na marzenia o chwale
nam trzeba chleba i marzeń
im wiary w wiarę
nam trzeba pozostać na stałe
im stale pozostawać trzeba
innego Boga mamy -nie karę
lecz miłość ziemską nieba

o wyższości miejsca nad istnieniem

zawsze siada po prawej stronie
blat niby kuchenny przekrzywia się lekko
gdy miniaturowa postać wyłania się z głębi,
monologiem o wyższości miejsca nad istnieniem kończy temat
tylko równowaga pozostaje niema
ale o tym wie tylko jej matka

jeżeli już musisz

jeżeli musisz kochać kochaj dziecko
które w banalnych czynnościach odnajduje siebie
bez poszukiwania podtekstów i zadzierania nosa

jeżeli musisz to kochaj chłopca maleńkiego
który w banalne słowa naiwnie wierzy
i nie ma w tym żadnego nieszczęścia

środa, 11 sierpnia 2010

jasne,że możesz

jasne,że możesz walczyć o każdą adrenalinę życia
rozszarpywać wdzięczność, wzburzać niepewność
możesz pędzać jej rozchwiane ciało
możesz wysysać z niej młodą krew
i udowadniać jak mało wie
tylko gdzie w tym wszystkim jest miłość ?

gdy morze gada

gdy morze gada jesteśmy osobno
to chwila, w której się spowiada
my tylko wyglądamy przez okno
gdy morze gada słuchamy jęków pierwotnych.
stoimy zapoznani
gdy opowiada o głębin bilionach świetlnych.

wtorek, 10 sierpnia 2010

niedomknięte życie

kiedy jesteś w środku bardziej nieistniejący niż jej zewnętrzna wolność
a dziewczyna uśmiecha się do ciebie niepewnie łagodnie ironicznie
i wiesz,że za chwilę wykrzyczy swoją złość, zatopi cię w szambie
to czekasz by zniknąć
ona tam będzie istnieć jako kategoria człowieka którego nie chciała rodzina zastępcza
ty tu zamknięta w istnieniu ludzi, którzy chcą jedynie przetrwać.

sobota, 7 sierpnia 2010

zatopiony w Fauście

były dwa zgoła odmienne obrazy
jeden on-zatopiony w Fauście
drugi ona-Fausta Desdemona
w głębię patrzyli razem
wydobyć ją chcieli choćby z podziemi
by się przypodobać-mówili
by pragnienia ukoić -milczeli
duszę ćwiczyli na nogach
w osiedlowej siłowni"Idealne ciało"
schodzili codziennie po schodach
stopień niżej by tak nie bolało
w kondycji doskonałej dotrwali do finału
-zbrodni archanioła.

piątek, 6 sierpnia 2010

przypuszczam

przypuszczam,że nie będę niczym więcej
niż ten człowiek co leży pod płotem
wysysam pomarancze
od niej też się można uzależnić

widziałam go kiedyś jako ojca dzieci
szedł z kubkiem czy foremką piasku
dzieci za nim sznureczkiem
było jasno

widziałam różne rzeczy
z zawrotną szybkością spadały ziarna
żadna klepsydra nie zaprzeczy
było czarno

szedł lekko wartko
smak hardości rozlewał się w gardle
gdyby ktoś raz powiedział:
nie warto

maszyna Turinga

ja zbiór zamknięty bitów
ja zlepiona z katalogu czatów
ja wzięta w jasyr potęgi facebooka
zastygam w bezruchu mała i krucha

ja połykająca ciszę blogów o miłości
ja prognozowana złością użytkownika
w pętli haseł znikam
jak najprostsza z maszyn Turinga.

środa, 4 sierpnia 2010

dwa

na torach mózg na szosie mózg
roztapia się z gorąca
pomyliły się dwa słońca
a ja brodzę w wodzie

wtorek, 3 sierpnia 2010

miłość ubrana w wiersz

gdyby poskładać miłość w wiersz
poruszony od wspomnień
byłoby może lżej
o wszystkim zapomnieć

tę myślą tchnięty w drodze
zacząłem pisać o miłości
o zaufaniu i o nadziei
które przegnały życia wodze.

szedłem z każdym słowem dalej
gdzie łunę było widać białą
by nie stać się przegranym
przywoływałem miłość w słowach całą.

ty mi mówiłaś przy starej wierzbie
że wróżbę spełni nam źdźbła trawy
ja uczuć twych ciekawy
zatapiać chciałem się bezbrzeżnie

ludzkiego głosu mi zabrakło
ludzkich zapamiętanych gestów
który na nowo kształt odkrywa
które nie widzą przestróg

szedłem ja dalej w bezkresu przestrzeń
goniąc za słowem twoim
aż zrozumiałem, że nie przystoi
ubierać miłość w wiersze

na końcu były tylko myśli
płynące tratwą głodu
tam słowa twoje pozostawiłem
wiersz swój stopiwszy z lodu.

nieśpieszno nam

nieśpieszno nam ani do śmierci ani do życia
ustawieni jak słup wysokiego napięcia-w rozkroku
rozglądamy się wokół
a może sami się domyślą by zgasić światło
może poczekają do zmroku by lampką zaświecić
oczekiwanie, to nas cieszy
gdy stoimy odwleka się nasza wiara
wlec ciało,które na popiół się spala?
nie śpieszy nam się
na prawdę nie trzeba ponaglać nas
jak ruszymy to prosto do nieba
przyjdzie na to czas.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Lita skało

Lita skało cała zespolona w sobie
oddaj mi swe ciało

Lita skało ja nie chcę być Bogiem
tylko bym tworzyła całość,
była tuż za progiem.

Jedno silne przywiązanie
jeden mocy kamień
jedno serce co nie złamie
istnienia w niepamięć.

Jedność wielu minerałów
połączonych w trwaniu wiecznym
jedność wielu w nich udziałów
by być lepszym.

Jedność towarzystwo siły.
Lita skało zlep mnie całą z gliny.
Skoro Bóg nie dał mi wiary
i poskąpił męstwa
ty mnie naucz jak uchronić duszę od szaleństwa.

niedziela, 1 sierpnia 2010

nikt nie wie

nikt nie wie jak to było
letnio cicho nic
niebo wyblakło a łuna ciemna witała sny
nikt nie wie
przystanią były lipy
kamień bosy pełne dni
nikt nie wie jak to było
musimy jednak jak lepka nitka babiego lata
oplatać minione pasmo chwil

sobota, 31 lipca 2010

deszcz

przykrył deszcz suchą głowę
rozbryzguje się na ręce
topi moją spowiedź

deszcz co żywym ogniem zionie
co przyzywa na ulicy
deszcz co mówi
że jesteśmy wszyscy dzicy

spada, tak jak by chciał zostać
i nie wrócić już do nieba
czy to rozpacz czy to szczęście go przyzywa

strugą wody dzień zalewa
płynie płynie na rozstaje

tu się pożegnamy Panie
sznury zawieś już na drzewach

kapie, może płacze bądź ze złości tak się skrzy
niech zostanie kropla jedna dwie trzy

deszcz co pragnie nas pojednać
stopi transparentne łzy

piątek, 30 lipca 2010

Ballada o Bogu

Zszedł na ziemię Bóg
cały zatopiony w słońcu
lecz daremny to był trud
bo bez twarzy był i nóg

miał ten Bóg przy sobie
garstkę tylko słów i marzeń
i obdarzyć chciał ten Bóg
tę dziewczynę przed ołtarzem

mówił do niej więc ten Bóg
że jej odda o czym marzy
ze odkryje niebo i ziemię obnaży
że pokocha tak jak nikt kochać nie potrafi
że się na tym zna i że świat naprawi

a dziewczyna, ona słów nie słuchała jego
bo bez twarzy i bez nóg dla niej był kaleką

a dziewczyna ta ze snów powiedziała jemu:
ty nie jesteś żaden Bóg, idziesz za daleko

i powrócił Bóg do swojego domu
o wyprawie tej nie mówił nikomu
tylko tej dziewczynie co kochać nie chciała
podarował Bóg rozkochanie ciała
tylko tej dziewczynie co kochać nie chciała
podarował Bóg litość co się śmiała.

poniedziałek, 26 lipca 2010

pomiędzy

zawieszeni gdzieś pomiędzy kręcą się na sznurze
i nie wiedzą czy pomiędzy uda im się życia użyć
macha im się głowa w nędzy rozum się do dołu chyli
będą pili ci straceńcy znowu będą pili
rozhuśtają się pomiędzy rozstawionych w dole trosk
będą huśtać na gałęzi aż ich nie dogoni mrok
pozostaną bez pieniędzy i bez marzeń i bez dna
między siłą wyobrażeń a wyobrażeniem zła
w górę będą patrzeć nędzni tam skąd Ikar nagle spadł
instynkt ich zwierzęcy poprowadzi na sam skraj
walczyć będą między między w widzie i rozpuście życia
aż się świat przestanie kręcić aż się skręcą z ludzkich wad
potem to już tylko pętla podtrzymywać będzie ich
rozhuśtani na gałęzi jako pierwsi ujrzą świt.

niedziela, 25 lipca 2010

Różnorodność biologiczna

ta różnorodność biologiczna
zaczyna mnie przytłaczać wielce
bo kiedy ja na kogoś liczę
on zaraz rani moje serce
wiewiórka czy też dzięcioł gładki
są podobnego usposobienia
lecz kontakt z nimi mam za rzadki
i zawsze trafię na jelenia
w związku z biologią mam same straty
dzisiaj na przykład kto dał mi kwiaty
powiedział do mnie, że mu jest przykro
i po angielsku po prostu zniknął
natura moja w tym bałaganie
gdy zjada mysz kota w śmietanie
jest już doprawdy bardzo zmęczona
gdybym tak mogła kogoś przekonać
że w tym łańcuchu pokarmowym
ja jestem lwem niestandardowym
a może pan uwierzy mi
i zamknie dziś za sobą drzwi.

sobota, 24 lipca 2010

Wena

już prawie dziś wiedziałam
czego od niego chciałam
więc mówię:posprzątaj te szpargały
i mówię:pozamiataj zrób obiad i dwie kawy
tak całkiem już po ludzku
wyłuszczam problem cały
bo gdzieś tam wyczytałam
że chłop przyleciał z Marsa
więc myślę-oczadziały
i pójdzie gdzieś do diaska
a na tej ziemi tyle
roboty pozostało
przytulić moje ciało
ukoić duszę całą
i sprzątnąć pozostałość
ja chłopie z Wenus jestem
mnie trzeba pieścić gestem
i nagle osłupiałam
ten facet z Marsa zasnął
co ja właściwie chciałam?
niech szlag z tą weną własną!

Jak pisał Tuwim

Pocałowałabym Tuwima w
za to,że tak ładnie pisze
skoro już mnie prosi dziś
wskazując miejsce niżej
lecz nagle w świadomości mej
niepokój zbudził się ogromny
że Tuwim dawno ziemię żre
a wiersz to jego tylko pomnik

więc czytam jego wiersz od nowa
słowo po słowie sobie tłumaczę
i nie wiem jak on się uchował
że wiersz ten zawsze to samo znaczy
że prośba do tych co wokół stoją
szamocą ze mną i niepokoją
brzmi nadal,wciąż tak aktualnie

więc chęć powtórzyć mam słowa te
każdy kto czegoś ode mnie chce
niech pocałuje mnie dokładnie
w to miejsce,które...(Tuwim zgadnie).

lecz tylko wzdycham:jak to jest
że zmorą moją stały się
te całe chmary popaprańców.

O których mówię? Tuwim wie.

Idiota

zapewne pan się trochę gniewa
i w gniewie tym jest dużo racji
bo kiedy ja tak sobie ziewam
to jest to przejaw prowokacji
czasami także robię miny
czasami z pana robię drwiny
czasami również ale rzadko
udaję,że ja jestem matką
tulę, przytulam i pocieszam
słucham z podziwu głos zawieszam
i wokół chodzę na paluszkach
kiedy się kładzie pan na poduszkach
potrafię od wielkiego święta
być też dla pana uśmiechnięta
w pąkach i różach w lila kolorze
w zapachach bzu o późnej porze
rozkosznie się do pana wdzięczyć
podnietą delikatnie dręczyć
i chociaż wiem,że nie jest fer
udaję,że oddaję ster
by się pan puszył jak goryl wielki
i się zachwycał,że taki męski
z dumy poprostu już prawie pękał
z zachwytem do lusterka zerkał
prawda jest jednak prze pana inna
prawdę ja jestem dziś panu winna
więc powiem, to inaczej jest
pan jest idotą i to na fest.

wtorek, 20 lipca 2010

jest ktoś

już nie mijam zwyczajnie
zatapiam się w twoich ramionach
zdziwiona bez reszty
jest ktoś tak zauroczony muzyką Stachury
kogoś także nie przekona litość miliona dusz
wznosi głowę w geście niedopowiedzenia
jak ja strapiony,że miłość rodzi się od nie chcenia.

zwyczajne rozmowy

to boli, mówił do mnie
glina z której zostałem stworzony mięknie
rozpadam się na części
stworzeni jesteśmy do śmierci
gdyby nie słowa jak potoki
źródła o zwykłym konaniu
gdyby nie one
opowiadania o zwyczajnych czynnościach
jak to uczyłem się chodzić w kierunku
jak to sąsiad prowadził kota na sznurku
jak to dziecko potrafi
jak to jest,że słowami człowiek życie trawi
a potem ich zabrakło i umarły słowa
a potem w milczeniu człowiek się schował.

środa, 30 czerwca 2010

momenty dwa

jęczy wiecznie czas
woła niby ptak za lasem
płomyk jakiś zgasł
zawył los czyjś basem
brnie przez chaszcze rok
za nim biegną dni
gdzie dosięgnie mrok
tego nie wie nikt
schowały się momenty dwa
na krótką pogawędkę
i tak zastygły jakby z dna
ktoś chciał je złapać pędem
a były to te chwile dwie
rozkoszą nasycone wielką
lecz skończyć tez musiały źle
godzinę dzieląc wszelką.

środa, 16 czerwca 2010

Są tacy

ty mnie zrozumiesz na pewno
wrażliwcy bankruci degeneraci
wszystko jedno jakiej maści odszczepieńcy
ta sama masa stłoczona w kotle namiętności
słowa słowa pasą się żywiołem,a ci niewdzięcznicy
tęsknią jakby tęsknota miała w sobie piętno
biegną na dno rozpaczy są tacy
którym nie wytłumaczysz gdzie tkwi piękno

sobota, 5 czerwca 2010

Praga

przez obręcze gwiazd
przez most króla
co połączył mały świat z wielką górą
ponad zwykłym odkryciem w czerwieni dywanów
ponad miarowym biciem zegarów
prowadzą do nieba wspomnienia
prowadzą do nieba marzenia
zrodzone z widoku czarów.

poniedziałek, 31 maja 2010

chwieje się świat

za chwilę magiczną niezliczonych godzin senne marzenia płyną
za chwilę w ciszy skąpaną krzyk świat na strzępy rozdziera
za nut kilka łagodnych bębny ciężkie do ataku grają
za nicość co dnia w wieczność uciekną wspomnienia


chwieje się chwieje świat i tak ucieka jakby znikał cały
skąpany w gradzie wad od uczuć ogorzały
chwieje się chwieje świat jakby się bramy w nim zamykały
chwieje się chwieje świat i tak drży cały jakby się rozpaść miał
a ludzie oniemiali liczą już tylko czas

za żalów pełne kieszenie co pchają na dno rozpaczy
za to,że z prawdy nikt juz się nie wytłumaczy
za migające obrazy,w których się przyszłość zatraca
za bogactwo ambicji i władzy co świat do góry przewraca

chwieje się chwieje...

wtorek, 23 marca 2010

Po co krzesło

po co krzesło na którym nikt nie usiądzie
po co scena na której nikt nie zagra
po co obraz którego nikt nie obejrzy
czy miłość jest po coś
czy jest po to, by z szaleństwa wybawiać
tych co kochają będą dziś wystawiać
Wertera nauczą uśmiechów
współczesna sztuka nie zna braw
a życie nie toleruje pustki
uczucia koncentrować mają postać
choćby niepożądaną
postać wyrażać powinna uczucia
choćby nic nieznaczące.

niedziela, 14 marca 2010

Nadgryziony

Tylko nadgryziony mógłbym być tożsamy
z zębem czasu w środku
śladem gipsowego odbicia
byłbym sobą
a moje życie znaczyłoby coś innego
odznaczało by się czymś innym
tak ,moje życie byłoby inne
gdyby tylko ktoś mnie ugryzł
nadgryzł kęs myśli
choćby później wypluł
doszedł do wniosku,że to gorzkie
albo gdyby zjadłszy pożałował
krok w moją stronę uczyniwszy
byłby tym, który spróbował
a ja byłbym tym próbie poddany.

niedziela, 28 lutego 2010

Kropka nad i

Chciałabym postawić kropkę nad i
bez zdania
za to z sensem wiecznym
bez znaku wyraźnego
jak odpowiedź
rozwiązanie ciągłego dylematu
marzy mi się wypowiedź bez słowa
tylko czy może istnieć sens bez wyrazu
zasadniczo jedynie w dwukropku.

Wolność

Josif Brodski :"Człowiek wolny różni się od człowieka zniewolonego właśnie tym, że w wypadku katastrofy, niepowodzenia, klęski, nigdy nie obwinia okoliczności, kogoś innego, władzy – on obwinia samego siebie. Człowiek zniewolony zawsze uważa, że ktoś inny winien temu co się stało."


Wolność od słów i od obrazów
od pustki,co uderza zrazu
od gigantycznych krajobrazów
pozerów,którym wiecznie mało
fragmentów nieposkładanych w całość
od tego co w mojej duszy
od wzruszeń co serce me kruszy
od niepokojów i pokojów
spokojów ukojeń i znojów
od wszystkiego tego co siedzi w mej głowie
zbyt ciasne by wolnością określić to w słowie
od nagłego kroku co spowalnia myśli
od zdarzeń, które chcą się wyśnić
wolność od wszystkiego we wszystkim znajduję
gdy w pamięci swoją winą pokutuję.

poniedziałek, 22 lutego 2010

Łopieńska troska

Z barwy błękitu i czerwieni

rodzi się Matka Boska

łopieńska troska.

środa, 3 lutego 2010

Enter

Teraz oberwiesz za swoją nienormalność
kto to słyszał żeby nie lubić telefonów
za podkładkę mieć komputer
godzinami rozmawiać z sąsiadką
rano karmić ptaki
naiwnością zdobywać ludzki
i drażnić ich dobrocią
ciebie trzeba leczyć!
Albo przynajmniej wziąć poprawkę
i traktować jak przestarzały pociąg
w nowoczesnej strukturze połączeń
taki co to dla byle pasażera gotowy się zatrzymać
i przyjmować go jak cara
prosić żeby wsiadał
jechać z nim na koniec świata
tam gdzie życie przeplata się wyłącznie uczuciami
a nie granicami zadań
i enterem.

By nie bolało

O co może chodzić temu co czeka jak pies
albo ucieka i chowa się o co tym ludziom chodzi
zastanów się
gdy stoją w kolejce po chleb
wydeptują ścieżki do pracy
podają na tacy gotowe rozwiązania
liżą rany po planach
i klną jak szewc
czekają na wiosnę a gdy słońce błyśnie troszkę
to proszą o śnieg i zimową szadzią okrywają twarze
o co chodzi temu co płacze gdy słyszy dziecka śmiech
a śmieje się gdy widzi grzech
o co tej co modli się o śmierć a o bliskim mówi,że to śmieć
z rozwagi czyjejś i późnej pory myśl jedna rodzi się
by nie bolało tak jak boli to życie i ta śmierć.

wtorek, 2 lutego 2010

Spostrzeżenia

Śmieszny ten człowieczek
z połamanymi skrzydłami
i nogami
chociaż może bez nóg
z powykręcanymi rękami
taki przygarbiony ,chyba ma garb
i smutne oczy
takie miny robi komiczne
albo się krzywi na prawdę
właciwie to jest tragiczny
coś tam tylko liczy przelicza
i zbiera z chodnika
a potem myśli zapewne
bo patrzy przed siebie i płacze
taki niedzisiejszy
zabawne
człowiek i jego wspomnienia.

czwartek, 28 stycznia 2010

Głupota

Głupota rozwija się długo
i ciągnie się ciągnie po niebie
i spada jak atom na ziemię
rozbija na małe przestrzenie
i wbija się w nasze kieszenie
i wkłuwa się w nasze serducha
i wcina się w nasze wrażenia
zamienia nam mózgi w kamienie
i dalej się już tylko miele
posuwa się na przód jak żółw
pomału wnikając do szkół
zakrada się do naszych mieszkań
by stworzyć tam małą przystań
od podłóg aż po sufity
głupota jak wąż jadowity
ciągnie się ciągnie bez przerwy
trując nam zszarpane nerwy
poradzić coś na to jest trudno
głupota jest większa niż Kutno
lecz można by zakryć ją trochę
bądź do milczenia skłonić Zochę.

Nadzwyczajne dzieci

Zwyczajni dorośli chodzą po drzewach
strzelają z procy do wróbli
niebo zamieniają w zoo
drepczą sto razy na około.
Zwyczajni dorośli biorą się nie wiadomo skąd
i nie wiadomo kiedy im mija popołudnie
chodzą ubrani schludnie a w niedzielę rano śpią
mają zazwyczaj kilka sekund na zrobienie makijażu
nie od razu potrafią naprawić błąd
zwyczajni dorośli biorą się nie wiadomo skąd
i dokąd prowadzą swe nadzwyczajne dzieci.

wtorek, 26 stycznia 2010

Megaloman

Zejdę ci z oczu tym razem
ze zgryzu krzywego co kąsa mnie czasem
z rozporka co wiecznie rozpięty
i z pięty ci zejdę byś miał spokój święty.

Z głowy mnie będziesz miał własnej
z widoków twych ciasnej przestrzeni
zniknę byś resztki wyplenił
rozsądku co siedział w tobie
mądrości ku twojej ozdobie.

Zejdę byś poznał znoje
myślenia mego za dwoje
i znów zachwycić się mógł
że Bóg dał ci złoty róg.

Obserwatorzy